Books

Książka: Pięść Dawida…

Pięść Dawida. Tajne służby Izraela • Artur Górski • Wydawnictwo: Znak literanova


Excerpt From: Artur Górski. “Pięść Dawida. Tajne służby Izraela.” iBooks.

“Kiedy w kwietniu 1990 roku oficerowie Mossadu rozmawiali w Warszawie o szczegółach wielkiej operacji, po drugiej stronie stołu mieli tak naprawdę funkcjonariuszy PRL-owskiej bezpieki, wywodzących się z minionej epoki. Urząd Ochrony Państwa, a więc instytucja państwa demokratycznego, powstał dopiero miesiąc później, a i tam pozostało wielu pracowników służby wywiadu i kontrwywiadu Polski Ludowej. Zresztą, bądźmy szczerzy – to w dużej mierze na ich doświadczeniu i kontaktach opierał się sukces „Mostu”, podobnie jak przeprowadzonej mniej więcej w tym czasie ewakuacji z Iraku pracowników amerykańskich służb wywiadowczych, znanej pod kryptonimem „Samum”.
Ze strony polskiej operację „Most” koordynował IV Wydział II Departamentu MSW, powołany (na początku lat pięćdziesiątych) do… zwalczania szpiegostwa izraelskiego i arabskiego. Może to się wydawać dziwne, jednak stawiano na najlepszych fachowców, a nie ma wątpliwości, że funkcjonariusze tego wydziału doskonale znali wszelkie niuanse realiów Bliskiego Wschodu.”

Ze zrozumiałych względów służby specjalne musiały pozostać w cieniu, pojawiła się więc potrzeba jakichś podmiotów prawnych, które zajęłyby się realizacją zadań wytyczonych w gabinetach szefów wywiadu i kontrwywiadu.
W 1990 roku wielkimi gwiazdorami biznesu byli szefowie firmy Art-B, czyli Andrzej Gąsiorowski i Bogusław Bagsik. Ich finansowe imperium rozrastało się z dnia na dzień, by osiągnąć obroty rzędu… dwudziestu dwóch miliardów dolarów amerykańskich. Jako że Bagsik i Gąsiorowski prowadzili swój biznes także w Izraelu, tamtejsze służby szybko zwróciły uwagę na młodych i ambitnych przedsiębiorców. Również dla strony polskiej szefowie potężnego holdingu stanowili idealnych partnerów, bo jak się wówczas wydawało, czegokolwiek się dotknęli, zmieniało się w złoto. I choć późniejsze losy Bagsika i Gąsiorowskiego były o wiele bardziej dramatyczne, a oni sami musieli opuścić kraj, spodziewając się prokuratorskich zarzutów, wiosną 1990 roku znajdowali się na szczycie.

Dziś Andrzej Gąsiorowski mieszka w niewielkiej miejscowości Cezarea, leżącej nad samym brzegiem Morza Śródziemnego, pomiędzy Hajfą a Tel Awiwem. Cała w kwiatach, zabudowana luksusowymi rezydencjami była rzymska kolonia, której największą atrakcją jest starożytny amfiteatr, jest dzisiaj ulubionym miejscem tutejszych elit. To tu ma swój dom premier Izraela, to tu znajdują się rezydencje rodziny Rothschildów. Mieszkają tu także artyści, ludzie kina, pisarze. Ostatecznie baron Edmund Rothschild, przekazując Izraelowi te grunty pod koniec lat czterdziestych, zażyczył sobie, aby Cezarea stała się kolebką sztuki.
Z byłym szefem Art-B spotykam się w ekskluzywnym klubie golfowym, słynącym nie tylko z doborowej klienteli, ale także znakomitej kuchni. I z widoku, jaki rozciąga się z tarasu na bezkres pola golfowego. Gąsiorowski jest dziś szanowanym obywatelem tej elitarnej osady – jako twórca i prezes Helping Hand Coalition, fundacji, zajmującej się pomaganiem Żydom, którzy przetrwali Holocaust, ma często okazję spotykać się z przedstawicielami władz Izraela, a także z prominentnymi funkcjonariuszami Mossadu. Swą fundację rozwija z taką samą energią, jaką włożył w pracę nad sukcesem Art-B. O ile jednak holding Artystów Biznesu rozsypał się jak domek z kart (co jest tematem na osobną książkę, a nawet film sensacyjny), Helping Hand Coalition nie grozi taki scenariusz.

Udział w operacji „Most” Gąsiorowski zdecydowanie zapisuje po stronie swoich sukcesów – do dziś nie milkną komentarze, jakoby to dzięki temu szefowie Art-B mogli zamieszkać w Izraelu i dostać obywatelstwo tego państwa, kiedy w Polsce stali się już poszukiwanymi przestępcami. Na pewno nawiązali czy raczej poszerzyli wówczas dobre relacje z izraelskim biznesem i to zaprocentowało w ich późniejszej działalności. Ale nie można też lekceważyć wątku czysto ludzkiego – wykonano wówczas pracę, która wzbudziła podziw w wielu kręgach na świecie.

– To, że zaproponowano nam udział w operacji „Most”, było wyborem dość logicznym – zaczyna swoją opowieść Gąsiorowski. – Art-B jako jedna z pierwszych polskich firm nawiązała kontakty z izraelskim biznesem i miała tam rzetelnych partnerów. W tej chwili już nie pamiętam, jak to się zaczęło: ktoś namierzył Bogusława Bagsika i zaproponował mu interes. Pojechaliśmy do Izraela, aby w jednym z tamtejszych banków otworzyć akredytywę, czyli bankowy instrument zabezpieczający interesy stron międzynarodowego kontraktu. Kiedy się otworzyły granice, to wielu ludzi z Izraela, rzecz jasna, głównie tych ze służb, przyjechało do Polski, bo, po pierwsze, chcieli nawiązać z naszym krajem stosunki gospodarcze, a po drugie, zamierzali wykorzystać nasz kraj jako kanał przerzutowy Żydów ze Związku Radzieckiego do Izraela. Tam natomiast akcję koordynowała agencja HaSochnut, odpowiedzialna za kontakty Jerozolimy z żydowską diasporą. I my byliśmy w tym krwiobiegu, co zaowocowało włączeniem nas do wielkiego projektu.

Bagsik i Gąsiorowski uznali, że takiej okazji nie wolno im przepuścić – mieli siły i środki, aby podołać wyzwaniu, choć cały czas towarzyszyła im świadomość, że decydują się na niebezpieczną grę. Wiedzieli bowiem, że polujący na Żydów arabscy terroryści nie zawahają się, aby odpowiednio „podziękować” Art-B za wtrącanie się do wielkiej polityki.

Oprócz problemów natury logistycznej pojawiła się jeszcze kwestia, kto ma w Polsce zabezpieczać operację „Most”. Funkcjonariusze Mossadu nie mogli nad Wisłą nosić broni, a poza tym niemal wszyscy musieliby wyjechać do naszego kraju, co oczywiście nie wchodziło w grę. Nasi ówcześni komandosi nie należeli do światowej elity – kiepsko opłacani i jeszcze gorzej wyposażeni, nie dawali gwarancji, że wszystko przebiegnie bez zakłóceń.
– To właśnie wtedy podjęto decyzję o stworzeniu doskonale wyszkolonej jednostki specjalnego przeznaczenia, czyli GROM-u. Jej komandosi musieli umieć działać z chirurgiczną precyzją, a nie tak jak jej poprzednicy, którzy wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, otwierali sobie drzwi… pociskiem z bazooki – śmieje się Gąsiorowski i dodaje: – W dużej mierze zostali wyszkoleni przez izraelskie służby, co dawało im prawo do legitymowania się znakiem najwyższej jakości.

Jednak komandosi jednostki 2305 GROM-u nie mogli występować jako siła zbrojna państwa polskiego, więc zostali zatrudnieni w Art-B na etatach… bodyguardów. Po prostu.

– Nasza firma dysponowała jednymi z najlepszych ochroniarzy na świecie – wspomina Gąsiorowski. – Oczywiście nie ochraniali mnie czy Bagsika, ale zabezpieczali operację „Most”. Dostali od nas jeepy, które wypożyczyliśmy niby na testy. Z kolei broń przysłali nam Izraelczycy, głównie karabinki szturmowe Galil oraz pistolety Jerycho. Zapewniam, że komandosi byli doskonale zmotywowani i uzbrojeni po zęby, w niczym nie przypominali funkcjonariuszy jednostek specjalnych z czasów PRL.
Operacja trwająca do jesieni 1992 roku przebiegła bez jakichkolwiek zakłóceń. Żadnych incydentów z terrorystami arabskimi w roli głównej nie odnotowano….

Categories: Books