Art-B

Kto się boi Art-B: Oscylator

kto sie boi1Fragment książki Tomasza Rudomino i Anny Kwiatkowskiej: “Kto się boi Art-B”.

Na początku 1989r. kiedy po raz kolejny pieniądze wysypały się z bagażnika przepełnionego samochodu, którym szefowie Art B jechali po towar Andrzej Gąsiorowski spytał Bogusława Bagsika dlaczego nie włoży pieniędzy do banku i nie robi przelewów.

–   Zwariowałeś?!!! Może będę czekał na swoje pieniądze trzy tygodnie? Jeszcze nigdy nie udało im się przerzucić szybciej środków. Czekaj na własny szmal. Klienci wiszą ci na karku. Wychodzisz na idiotę i codziennie kłamiesz, że już idą. Mam tego dość!. Najbezpieczniej własnym transportem. A w ogóle to kupuję helikopter. Szybko, bezpiecznie i nikt na drodze nie obrabuje. Wejdzie do niego ok. 5 mln UDS w złotówkach. Skalkuluj to: taniej wychodzi miesięczna obsługa helikoptera niż zabawa banków moimi pieniędzmi. Przecież rżną nas na 40 proc! To sobie policz. Dwa miliony dolarów obróć cztery razy w tygodniu. Masz 8 mln w obrocie miesięcznie. 40 proc. z tego to prawie 3 mln. Za ten szmal kupujesz nowiusieński helikopter od Ruskich, bo na razie na tyle okradają nas banki miesięcznie. A po sąsiedzku, w Europie Zachodniej za pożyczonego z banku dolara zwracasz 10 centów za procenty na rok. Więc trzeba sposobem i olać banki! Żadnych pieniędzy na kontach. Pieniądz ma żyć, ruszać się i rozmnażać. To jego święty obowiązek. W innym przypadku lepiej robić co innego, albo to samo ale gdzie indziej- kończył wykład podniesionym głosem Bagsik.

Choć wtedy nie za bardzo go rozumiałem, czułem, że ma rację. Stereotypy zakodowane w moim mózgu, iż przecież wszyscy robią to w ten sposób zaczęły tracić rację bytu. Liczył się efekt i skuteczność. Bo przecież to jest jedynym wymiernym parametrem biznesu na całym świecie. A Bags był skuteczny. Inni tyrali na równie wysokich obrotach, ale on osiągał znacznie więcej niż wszyscy.

 Niedługo funkcję bagażnika w Merdcedesie Bagsa przejął osławiony na cały świat oscylator, mogący pomieścić w swoim “bagażniku” jak się okazało 400 mln USD pozbawiając nas konieczności bezpośredniej styczności z pieniędzmi – tak przecież

Droga do oscylatora wcale jednak nie była taka prosta. Trwała kilka miesięcy, które zapisały się największymi wstrząsami w polskiej gospodarce w czasach powojennych. Z resztą to wcale nie osławiony na cały świat przez prokuraturę oscylator przyniósł Art B największe zyski.

Początek 1990 r. to czas współistnienia “biznesu plemiennego” i nowego sposobu generowania przez “artystów biznesu” potężnych pieniędzy.  Pomysły podsunął im …. Leszek Balcerowicz, wicepremier w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który w 1989 r. rozwinął nieśmiało wprowadzone przez rząd Messnera prorynkowe reformy i trwale, całkowicie zmienił polski system gospodarczy.

–  Cztery decyzje Balcerowicza miały nam przynieść niebawem odkrycie klucza do tajemnicy, jak skonstruować maszynę do robienia pieniędzy. Pozwoliły nam startując z 2 mln USD osiągnąć obrót 16 mld USD w 18 miesięcy, stworzyć odchylającą się pod bardzo ostrym kątem krzywą przyrostu kapitału dając średnio ok 83 proc zysku na miesiąc. – wyznaje Gąsiorowski. Jakie były te decyzje?

Po pierwsze wprowadzenie wysokiego oprocentowania złotowych lokat bankowych. W czasie szalejącej inflacji była to prosta metoda na wyczyszczenie rynku ze złotówek i zmuszenie ludzi do lokowania ich w bankach. Oznaczało to jednocześnie podniesienie oprocentowania kredytów. Bankrutowały więc przedsiębiorstwa żyjące z bankowych pieniędzy. Nie było ich stać na płacenie za kredyt 40 proc. miesięcznie, 500 proc w skali roku. Windowanie w górę cen towarów po to by spłacić kredyty było gwoździem do trumny. W tę pętlę kredytową wpadli także rolnicy. Ci sami, którzy dwa lata później protestowali pod przywództwem Andrzeja Leppera. Jedni bankrutowali, inni się bogacili. Wystarczyło włożyć złotówki do banku i w ciągu miesiąca stan konta się podwajał. Banki jak odkurzacze wchłaniały więc lokowane przez ludzi pieniądze. W efekcie z rynku zniknęły złotówki. Nie zniknęły natomiast dolary. Dolar – czyli magiczne słowo w czasach realnego socjalizmu. Nawet na krótkim zagranicznym wyjeździe opłacało się ich zaoszczędzić , choćby kilka. W Polsce było to pół albo i cała pensja. W efekcie na początku 1990 r. niemal każdy miał jakieś dolarowe oszczędności. Oczywiście nie w bankach, tylko w przysłowiowej pończosze.

Drugą decyzją wicepremiera na której skorzystała Art B było zalegalizowanie wewnętrznej wymienialności polskich złotych. Od 1 stycznia 1990 r. uciekających przed policją cinkciarzy zastąpiły legalnie działające kantory. Ponieważ ludzie władali złotówki do banku zaczęli wyprzedawać waluty. Ponieważ było ich nieproporcjonalnie dużo w stosunku do złotówek ich wartość po raz pierwszy w powojennej historii Polski spadła. W dodatku niedawni “prywaciarze” mogli legalnie otwierać akredytywy dolarowe i dokonywać zagranicznych transakcji za pomocą przelewów bankowych.

Po trzecie Leszek Balcerowicz zamroził poziom płac w przedsiębiorstwach państwowych przez utrzymanie wysokiego popiwku, czyli podatku od wynagrodzeń. Tą metodą skutecznie powstrzymał ludzi przed wykupowaniem dolarów. W ten sposób zrealizował swoją trzecią decyzję, a więc zamrożenie kursu dolara. W styczniu 1990 r ustalił się on na poziomie 9,5 tys. zł. W ciągu 16 miesięcy cena dolara zwiększyła się jedynie o 5 proc. Zaś inflacja wyniosła 400 proc. Było wiadomo, że kurs dolara nie podskoczy. Równoczesne zamrożenie kursu walut i zwiększenie oprocentowania bankowych lokat wymusił Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który zdecydował się udzielić Polsce pożyczki pod warunkiem, że nie będzie produkowała “pustego pieniądza”.

– W tej sytuacji było wiadomo, że duże sieci handlowe i przedsiębiorstwa handlowe padną najpóźniej w ciągu pół roku. Musiały wbijać odsetki od kredytów w cenę towarów. Małe sklepiki i uliczni handlarze nie mieli takich problemów. Było oczywistym, że zamiast męczyć się, jeździć do Berlina po towar, tyrać, walczyć o płatności z odbiorcami lepiej nie robić nic, włożyć pieniądze do banku, siedzieć bezpiecznie w domu i słuchać szumu odsetek codziennie przelewanych na nasze konta – mówi Andrzej Gąsiorowski. Na ten pomysł szefowie Art B wpadli już w styczniu 1990 r. Bogusław Bagsik zmienił zdanie na temat operacji bankowych. Art B zaciągnęła pierwszy kredyt w Banku Rozwoju Eksportu – równowartość 1 mln USD zamienioną na złotówki.  Jego zabezpieczeniem był depozyt w złocie. Natychmiast ulokowała pieniądze w formie bankowego depozytu. Operacja na pierwszy rzut oka wydawała się paranoiczna. Brać oprocentowany 40 proc. kredyt po to by zrobić lokatę na 38 proc. Starta wynosiła 2 proc.

– Tą metodą mieliśmy złoto w banku i pieniądze w ręce. Na bazie lokaty mogliśmy otworzyć akredytywę, pobrać list gwarancyjny, albo wystawić weksel. Tak utrzymywaliśmy płynność kapitału. Mogliśmy za to handlować do oporu. – mówi Andrzej Gąsiorowski. Stąd się wzięły słynne zakupy szefów Art B. Obrazy, samochody, fabryki, to była po prostu lokata kapitału. Można ją było zamienić na kredyty, dalej lokaty, gwarancje bankowe i dokonywać różnych operacji finansowych. Tak działała wykorzystana w kontrakcie z Koreańczykami “akceleracja kapitału”. Przynosiła tym większe zyski gdy szefowie Art B brali np. roczny kredyt tyle, że nie w złotówkach a w dolarach, nie w polskim banku, a zachodnim. Jego oprocentowanie wynosiło od kilku do kilkunastu proc. rocznie. Dolary następnie zamieniane były na złotówki i wkładane do polskiego banku jako lokata oprocentowana 40 proc. Po kilku miesiącach z samych odsetek można było zapłacić zagraniczny kredyt. Wziąć następny, którego zabezpieczeniem była lokata w polskim banku i cykl zacząć na nowo.

Od pierwszego kredytu w BRE historia Art B to dzieje przełamywania oporów skostniałego i całkowicie niereformowalnego systemu finansowego i bankowego w Polsce. Art B jako pierwsza polska firma zastosowała kompilację dotychczas niestosowanych lub stosowanych sporadycznie rozliczeń i operacji finansowych. Ich nazw, często uczyliśmy się znacznie później. Bagsik na początku generował pomysły samodzielnie. Później drenował wiedzę i wciągał do gry fachowców. Kierowała nim ta jego cholerna i niesamowita intuicja, której napady miewał w najmniej oczekiwanych momentach. Najczęściej w wannie lub restauracjach. O ile w łazience trudno było cokolwiek utrwalić o tyle podczas posiłków serwetki i obrusy pokrywały rysowane przez niego schematy operacji, wektory, zestawienia. Zaskakiwał rozmówców z pozoru prostymi i naiwnymi pytaniami, których odpowiedzi kształtowały całkiem niesamowity w swej prostocie i logice obraz operacji finansowych. To podniecało i wciągało.- pisze w swoim pamiętniku Andrzej Gąsiorowski.

Do prawdziwego “rozwodu” z biznesem plemiennym doszło w czerwcu 1990 r., kiedy z firmy odszedł Marek Doliński i Jan Kiwit. Bagsik otrzymał 55 proc, Gąsiorowski 40, a Pagiełło 5 proc. udziałów. Ustaliły się też nowe role. Decyzje jak dawniej podejmował Bagsik. – Ja byłem corporate officer, który reprezentuje firmę, wie jaki ma potencjał, wie kiedy może impasowac. Wiedziałem, że jeśli zadzwonię do Bagsa z propozycją, że gramy va bank i on powie OK to zostanie to wykonane. Konsultacje trwały 5 minut szła akcja szły pieniądze. -wspomina tamte czasy Andrzej Gąsiorowski.

O rozstaniu z poprzednimi wspólnikami mówi niechętnie. Bagsik obserwował i mówił, że ktoś wypada. Z Kiwitem było coraz mniej kontaktów. Bagsik był coraz bardziej zdenerwowany. Dolinski zazadal od Bagsika 1 mill USD i chcial wyjsc z firmy. Oczywiscie Bagsik mu zaplacil natychmiast. Nie podobaly mu sie kontakty z Izraelem. Nie podobal mu sie Gasiorowski. Grozil mu publicznie, ze go zamorduje. Bylo to skutkiem intryg walczacych o pozycje nr 3 w firmie viceprezesow – Jacka Betnkowskiegi i Lucjana Szoltysa. Bagsik zachowal sie stanowczo. Stanal po stronie Gasiorowskiego. Bentkowskiego i Szoltysa “zeslano” na szefow firm holdingu – Wro Art-B i Kra Art-B. Wtedy Bagsik i Gasiorowski wyjechali na wakacje do Izraela. Bagsik się od dawnych wspólników psychicznie odciął.

Wiadomo bylo,  że w Art B już w 1989 r. psuła się atmosfera. Wyładowane pieniędzmi bagażniki i spluwy na hotelowych tapczanach, dobrze zbudowani faceci w czarnych skórach nie pasowali do struktur, sklepów, międzynarodowych kontraktów i dawnych urzędników państwowych, którzy coraz tłumniej pojawiali się w Art B. Od połowy 1989 r. do Art B zaczęli napływać nowi ludzie. Jednym z nich był Lucjan Szołtys, z którym Gąsiorowski zetknął we Wroclawiu, doktor Ekonomii w Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. To jemu szefowie art B zawdzięczają pierwsze kontakty z najwybitniejszymi ekonimistami, bankowcami i szefami dużych firm. To on ściągnął do firmy Franciszka Tadlę, z którym zetknął się podczas współpracy z Instytutem Ochrony Środowiska. Człowieka, który zbudował system informatyczny Art B i kontrolował “oscylator”. Lucjan Szołtys wymyślał pierwsze b ezgotówkowe operacje Art B, na której zarabiali krocie. Jemu też szefowie spółki zawdzięczają izraelskie kontakty przez spotkanie z Arturem Birmanem. Szoltys i Tadla byli inicjatorami zalozenia PITWIGu (Polsko-Izraelskiego Towarzystwa Wspierania Inicjatyw Gospodarczych) we Wroclawiu, juz w 1989 roku.

Dzięki decyzji Leszka Balcerowicza o zamrożeniu płac i utrzymaniu wysokiego popiwku fachowców garnących się do Art B nie brakowało. Najlepsi pracownicy odchodzili z pozostałych po poprzednim systemie molochów. Zarabiali w nich kilkadziesiąt, w najlepszym przypadku paręset dolarów miesięcznie. W prywatnych spółkach udziałowcy mieli zyski rzędu 500 do 5 tys. USD.

W Art B pojawili się więc dyrektorzy z dużych państwowych firm, a kiedy spółka zaczęła handlować samochodami, bez trudu w ciągu jednego dnia “wyjęła” cały dział sprzedaży z FSO. Wbrew obiegowym opiniom w Art B pracowali nie tylko ludzie naznaczeni piętnem poprzedniego systemu. Dyrektorem departamentu ds organizacji i administracji była np. Katarzyna Fogler – siostra Piotra Foglera. To dzięki niej Art B nawiązała kontakty z Unią Wolności.

W Art B znaleźli schronienie także dawni wiceministrowie: Ryszard Mazur (rolnictwo)i Zbigniew Sajkowski (szkolnictwo). Wysocy ministerialni urzędnicy odsuwani przez nową władzę na margines, o Art B dowiedzieli się znacznie wcześniej niż zdołały ją zauważyć media. Spółka zaistniała bowiem publicznie na dużą skalę już w maju 1990 r kiedy Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski zorganizowali Konferencję Biznesmenów Chrześcijan. Na wzór tej, którą niegdyś organizowało Stowarzyszenie Lekarzy Chrześcijan. Przyjechali na nią biznesmeni z całego świata.

– Wymyśliliśmy, że to będzie najlepsza promocja dla firmy. To był też świetny sposób nawiązywania kontaków biznesowych. Musieliśmy się zaprezentować jako potężna światowa korporacja. Na tę okazję przygotowaliśmy biura wizytówki, garnitury. Mieliśmy już wtedy helikopter. W ramach mocnego wejścia Bagsik wylądował przed hotelem “Orbis” w Cieszynie-wspomina Gąsiorowski. Na konferencji byli także izraelscy przyjaciele szefów Art B. Stała się ona przełomowym momentem w historii spółki. Przypomnijmy, że tuż po niej w czerwcu nastąpiło rozstanie z Markiem Dolińskim i zakończenie “plemiennego biznesu na bursztynowym szlaku”. Rozpoczęła się wtedy zupełnie nowa epoka w historii Art B. Geometrycznego przyrostu firmy i jej zysków. Transakcji z najodleglejszymi zakątkami świata. Tysięcy operacji bankowych. O ile w bilansie 1989 r. zysk Art B wyniósł 12 mln zł, o tyle w 1990 urósł do 307 mld zł, zaś w 1991 Art B kontrolowała kilkaset firm i obróciła 22 mld USD.

Nowi ludzie i nowe kontakty wkrótce bowiem zaowocowały kontraktami Art B z najpoważniejszymi instytucjami i bankami m.in PZU, Agrobankiem, Ursusem, światowymi koropracjami finansowymi. Art B przyciągała ludzi jak magnes. Wtedy kiedy “na państwowym” najniższe zarobki wynosiły kilkaset tysięcy złotych, wysokie kilka milionów w spółce sekretarka prezesa zarabiała 7 mln zł, dyrektorzy 20 mln. Średnio na jednego pracownika przypadało aż 12 mln zł. Do tego dochodziły fundowane przez szefów przyjemności: służbowe samochody, wycieczki zagraniczne, prezenty. Firma więc rosła w postępie geometrycznym. W sierpniu 1991 r. zatrudniała ponad 15 tys. ludzi. Miała 30 dyrektorów.

Ci ludzie znajdowali pracę w 591 spółkach, w których udziały miała Art B. Zajmowały się niemal wszystkim począwszy od produkcji elektroniki, przez przemysł rolno – spożywczy, konfekcję, samochody i samoloty, broń i ropę po show biznes i wydawnictwa.

Bagsik i Gąsiorowski zaczęli robić porządki w firmie. Latem 1990 r Andrzej Węgrzyn został szefem komisji likwidacyjnej w Art B, która miała zamykać nieefektywne oddziały przedsiębiorstwa. Na stanowisku dyrektora generalnego Lucjana Szołtysa zastąpił Zbigniew Sajkowski.

Ustaliła się też hierarchia w Art B. Podejmowanie najważniejszych decyzji zarezerwowane było dla prezesów. Najbliżej nich byli Zbigniew Sajkowski, Jacek Wędrowski, Wiktor Adamczyk i przyjaciel z czasów wałbrzyskich Franciszek Tadla.

Operacje finansowe i kontrakty jakie w owym czasie prowadziła Art B trudno przeliczyć. Do dziś likwidator spółki co roku odkrywa nowe dokumenty i … nowych dłużników. Część materiałów z Art B spoczywa w archiwach UOP. Wyciekają sukcesywnie. Dwa lata temu pewien dziennikarz pokazywał ponoć taki nieznany nikomu dokument z pieczątką UOPu jednemu z urzędników bankowych. Art B działała jednak według pewnych określonych schematów generowania pieniędzy. Krążyły one w wielu modelowych zamkniętych obiegach. Modele najczęściej powstawały w głowie prezesa Bagsika i Gasiorowskiego albo w departamencie informatyki kierowanym przez Franciszka Tadlę. Ów tajny współpracownik departamentu informatyki nazywał się Lotus i był programem komputerowym. Na tym programie w postaci arkusza kalkulacyjnego tworzono algorytmy  symulacji różnych operacji finansowych. Pozniej dla przewidzenia zamierzonych wynikow wystarczyło wprowadzić odpowiednie dane.  Gasiorowski zaczal pierwszy fascynowac sie Lotusem. Potem przerzucil ta pasje na caly departament informatyki i Franciszka Tadle. Oni realizowali informatycznie jego pomysly. Byla to dziwna kombinacja talentow: muzyk i lekarz narzucajacy tory myslenia zawodowcom z dziedziny logistyki informatycznej. On byl pomostem pomiedzy coraz bardziej wybujalymi wizjami Bagsika, a ich praktycznym ucielesnieniem. To właśnie na Lotusie opracował ok 64 teoretycznych operacji finansowych, z których 49 Art B zdazyla wcielic w życie.

– W moim przypadku stworzenie na bazie Lotusa pierwszego programu użytkowego, który nazwaliśmy B.G “Moneytron (maj 1990) zajęło ok 2 dni studiowania wstępnych zasad działania programu Lotus 1-2-3. Dokonałem pierwszej symulacji oscylacji kredytowo – depozytowej w układzie arbitrażu międzyrynkowego na przestrzeni roku w układzie pięciu zmiennych. Operacja została wyindukowana przez B. Bagsika” – pisał w swoim pamiętniku Gąsiorowski. “Moneytron”, który przyniósł spółce przyrost obrotów w ciągu roku okolo 18.000 % i byl adaptacja pomyslu pewnego duńskiego biznesmena. W jego wersji polegał on na analizowaniu stale zwiększającej się liczby zmiennych wprowadzanych do układu i uzyskiwaniu coraz większych kombinacji możliwości osiągania sukcesu ekonomicznego. Takie analizy i prognozy Duńczyk sprzedawał różnym firmom. Polską wersję Moneytronu tak opisuje Andrzej Gąsiorowski: -Działa on na zasadzie kondensatora. Jego elementy składowe mają za zadanie powodowanie polaryzacji poziomu kapitału i osiągnięcie w jego wyniku zysku całkowitego jako sumy zysków jednostkowych. Zysk jednostkowy podwyższa wartość kapitału. Dalej system działa jak kula śnieżna. Jak powstała maszyna do liczenia pieniędzy. To proste – komputer czyli liczydło. Wprowadzenie doń nieskończonej liczby pytań: co zrobić jeśli….?, co by było gdyby? Pod koniec lipca 1991 r. komputer analizował współzależności już ok 2 tys. zmiennych na jednym układzie. Co było tematem, to nieistotne. Czy handlowa transakcja, inwestycja, oscylator. Zasadą było nie łamać prawa, nie niszczyć innych ale przekształcać i rozmnażać. -To właśnie Lotus był sprawcą lawinowego przyrostu majątku Art B. Lotus i nowe dobre kontakty szefów Art B z instytucjami obracającymi potężnymi pieniędzmi. Jedną z nich było PZU. 19 kwietnia prezes Bagsik zawarł z największym polskim ubezpieczycielem umowę pożyczki 7 mld zł na 1 miesiąc. Pieniądze, a właściwie czek potwierdzony zgodnie z teorią moneytronu natychmiast został zdeponowany w banku w formie lokaty. Pożyczka była wyjątkowo korzystna dla Art B. Jej oprocentowanie zgodnie z umową wynosiło ă- %Ó. Tę tajemnicę tłumaczy następny punt umowy. Zgodnie z nim PZU otrzymywałaby 50 proc z zysku osiągniętego z zaangażowania środków nie mniej jednak niż 700 mln tj. 125 proc kredytu refinansowego. O tym ile Art B zarobiła dzięki pieniądzom PZU ubezpieczyciel mógł się dowiedzieć bez problemu umowa stanowiła bowiem, że gdyby spółka nie ujawniła pożyczkodawcy dokumentacji księgowej natychmiast musiałaby spłacić kredyt. zabezpieczeniem pożyczki był krajowy majątek Art B w postaci maszyn stolarsko – budowlanych wartych 161 tys funtów w Zakładach Stolarki Budowlanej w Mieszkowie. Art B oczywiscie nie spłaciła kredytu w terminie. Kolejnymi aneksami przesuwano termin zapłaty. Jednak maszyny stolarskie nie były potrzebne do rozwiązania problemu. Pożyczka została spłacona we wrześniu 1992 r. Zdaniem biegłych prokuratury z pieniędzy jakie przyniósł oscylator. Dla PZU kontakty z Art B okazały się korzystne. Z wyliczeń biegłych wynika, że Zakład Ubezpieczeń zarobił na nich nie mniej niż 5 mld zł, poza tym spółka zaproponowała PZU deal polegający na wspólnym przedsięwzięciu jakim miał być – Laktopol. Przyjaźń z Art B zaowocowała poźniej wytknięciem tej transakcji ówczesnemu zarządowi PZU przez NIK. Prezesi Art B zaś zyskali nowego znajomego z Izraela – Meira Bara. W 1990 r. PZU prowadziło negocjacje na temat współpracy z jednym z izraelskich przedsiębiorstw ubezpieczeniowych. Jego przedstawicielem był właśnie Meir Bar. Wkrótce zaprzyjaźnił się z prezesem PZU Anatolem Adamskim, a ten poznał go z Bagsikiem. Później okaże się, że szefowie Art B wyjdą na tej przyjaźni mniej więcej tak jak prezes Adamski na kontrakcie z Laktopolem czyli fatalnie. Prezesowi PZU sprawę Laktopolu jako przykład niekorzystnych dla Zakładu lokat wytknęła NIK. Znajomosc z Meirem Barem doprowadzi w końcu Andrzeja Gąsiorowskiego za kraty izraelskiego więzienia Abu Kabir (o czym dalej przyp. aut)

Małżeństwo “Lotusa” z kontaktami pozwalającymi na doskonałą znajomość realiów gospodarczych przyniosło Art B dziecko w postaci najbardziej kapitałotwórczego przedsięwzięcia jakim był “fundusz powierniczy”

– Pod koniec 1990 roku w Art”B” opracowaliśmy kilka niezależnych finansowych systemów operacyjnych pomnażania zysków w skali ponad kilkuset procent rocznie w stosunku do obracanego kapitału. Pomysły  podsuwało życie czyli obserwacja układów i współzależności na rynku  pieniężno – towarowym. W departamencie Informatyki te dane były przetwarzane na język matematycznych wykresów zjawisk związanych z obrotem kapitału w Art”B”. Jednym z najbardziej  niesamowitych  odkryć był “Fundusz powierniczy”. Pomysł powstał na styku Art”B” – BHK oddział Wrocław. Według danych uzyskanych z Departamentu Analiz i Badań w NBP oraz Departamentu Polityki Finansowej i Analiz w Ministerstwie Finansów wynikało jednoznacznie iż jednym z największych  zagrożeń dla polskiego systemu finansowego (oprócz oczywiście braku środków) są zatory płatnicze. Tworzyło się błędne koło: odbiorcy towarów zalegali ze spłatą należności, firmy handlowe opóźniały w związku z tym spłatę zobowiązań do swoich dostawców lub finansujących banków, banki kompensowały to między innymi opóźniając realizację wypłaty czeków oraz transferów pieniężnych. Inwestowany w towarze czy usługach pieniądz wracał z opoźnieniem. Wielkość tego błędnego koła szacowano na ponad 200 bilionów zł, czyli w 1991 roku ponad 20 miliardów dolarów. Patologia nakręcała się sama. Ponad 30% uzyskiwanych kredytów bankowych służyło firmom do spłaty innych kredytów, albo, jak w Ursusie, kredyty inwestycyjne “przejadano” na pensje dla pracowników. Liczba niewypłacalnych przedsiębiorstw  powięszała się zastraszająco. Niespłacane kredyty w bankach przekroczyły 30% wszystkich pożyczek. Z wyliczeń “Lotusa” wynikało, że przełom z fazy powolnego narastania do gwałtownego skoku w górę krzywej patologii na wykresie miał nastąpić za kilka miesięcy.

Na końcu łańcuszka dłużników stały banki. To one zostawały z niewypłacalnymi firmami. Według przedstawionych nam analiz za około  24-36 miesięcy mogło dojść do sytuacji, gdy 90% kredytobiorców, z powodu niewypłacalności, przejdzie na własność banków – a w zasadzie NBP. Dla banków sytuacja bowiem byłaby nie mniej groźna niż dla przedsiębiorstw. Przejmowałyby akcje, hipoteki, aktywa zadłużonych firm. Jednocześnie, ponieważ w Polsce rynek obrotu papierami wartościowymi praktycznie nie istniał, zaczęłyby mieć kłopoty  z brakiem gotówki i nadmiarem przejętych przedsiębiorstw za długi. Traciłyby płynność i upadały. Liczenie odsetek 140% w skali roku było ratunkiem na krótką metę. Z tego zdawali sobie sprawę bankowcy. My zaproponowalismy inne wyjście. Stworzenie Agencji do spraw likwidowania zatorów płatniczych. Przeznaczyliśmy na nią z poczatku na probe 3 mln USD z Art-B. Firma spisała umowę z BHK o wspólnym przedsięwzięciu. Tylko w ten sposób mogliśmy otrzymać listę dłużników banku, który nie mógł jej tak po prostu przekazać prywatnej spółce. Z uzyskanych zysków Art B brała 90%, bank 10%. Ale my ponosiliśmy koszty obsługi obrotu środkami. Na początek agencja wykupiła od banku dług firmy o najsłabszej kondycji finansowej, będącej na progu bankructwa. 10% powyżej ceny rynkowej. Wynosiła ona wówczas ok. 60% wartości długu. Nadwyżka była zyskiem dla banku. Czyli np za 10 mld zł (1 mln  USD) długu agencja płaciła 660 mln zł do BHK i przejmowała zobowiązania na siebie. Przedsiębiorstwo, którego długi wykupiliśmy było niewypłacalne, ponieważ np. 10 odbiorców towaru zaległa mu z zapłatą za towar. Przejęliśmy zobowiązania tych dziesięciu firm w zamian za anulowanie kapitału zadłużenia przedsiębiorstwa, którego dług wykupiliśmy z banku. Od tej chwili przedsiębiorstwo spłacało tylko odsetki. Następnie agencja powtarzaliśmy operację z dłużnikami dłużników naszego przedsiębiorstwa i tak dalej. W ten sposób zamiast o jednego dłużnika na np. 10 mld zł mieliśmy 1000 firm zadłużonych po 10 mln zł każda. Egzekucja takiego długu jest nieporównywalnie łatwiejsza 10 mld zł. Unikaliśmy przy tym bankructwa największego dłużnika. Wyliczyliśmy, że tą metodą można zmniejszyć ilość “złych długów” bankowych o prawie 90%. Każdy miesiąc opóźnienia w spłacie przynosił agencji dodatkowy zysk w postaci naliczanych karnych odsetek.

Ponieważ w przeciwieństwie do banków, nie żądaliśmy od firm bajońskich sum, tylko spłaty stosunkowo niewielkich odsetek, mogliśmy liczyć, że otrzymamy pieniądze. To się firmom opłacało. Te fundusze służyły do wykupu kolejnych “złych długów” z banku. Strumień pieniądza coraz szybciej spływał z zadłużonego rynku przez agencję do banku, pula zadłużonych w banku przedsiębiorstw topniała w tym samym tempie. Kondycja banku poprawiała się. A my zarabialiśmy ponad ponad 100.000% zainwestowanego kapitału w skali roku. Mechanizm tej operacji przypominał rozpuszczanie skrzepu w komorze serca: pod wpływem stałego stosowania małej dawki leku jego objętość zmniejsza się, zaś ilość krwi (relatywnie) zwiększa, przepływ krwi przez serce w jednostce czasu zwiększa się, serce przy tym pokonuje coraz mniejszy wysiłek, funkcjonowanie układu krwionośnego stabilizuje się.- wspomina najbardziej dochodowe przedsięwizięcie Art B Andrzej Gąsiorowski. W ciągu trzech miesięcy spółka zarobiła na nim 18 tys. proc.

Lotus był też sprawcą największego zamieszania, które później zostało nazwane przez prokuraturę BBN i UOP zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa, zamieszania, które stało się bezpośrednią przyczyną upadku Art B, kręciołka czeków dającego płynność finansową firmie i kapiącego pieniędzmi z odsetek czyli oscylatora.

Był jednym z pierwszych 16 operacyjnych systemów matematycznego pomnażania kapitału opracowanych przez departament informatyki Art B . Długo służył skutecznie jako zasłona dymna na wytłumaczenie niezrozumiałego przyrostu kapitału firmy Art”B”. Nauczona doświadczeniami z kółkiem dłużników spółka jak ognia bała się  niezawinionych przez siebie zatorów płatniczych. Dlatego oscylator, jak twierdzi Andrzej Gąsiorowski, służył nie tyle do zarabiania  na  wielokrotnym oprocentowaniu ile dawał stałe zabezpieczenie płynności finansowej firmy, lekarstwo pozwalające na uniknięcie katastrofy z powodu niewywiązywania się przez

Zanim jednak do akcji pod hasłem “oscylator” wkroczył Lotus był po prostu człowiek. Andrzej Gąsiorowski podkreśla, że nie był on niczym nowym. Na zachodzie znany był od dawna pod nazwą “floating” czyli po prostu przepływ gotówki. Organizacja przepływu kapitalu korzystna da firm i niekorzystna dla banów. W wielu krajach jest więc zabroniona. W innych system bankowy broni się przed jego stosowaniem używając super szybkich sieci komputerowych. Już w kilka sekund po dokonaniu operacji we wszystkich podłączonych do niej bankach wiadomo, że została wykonana. W Polsce tym, że pieniądze potrafiły wędrować z banku do banku przez kilkanascie dni nie przejmował się nikt. Pozniej, wbrew mitom o wykorzystaniu helikopterow – dwoch nierzucajacych sie pracownikow firmy w samochodzie typu maluch  Franciszek Tadla  wcielił cala operacje w życie. Początek oscylatora leży w tajemnicy pierwszych zrobionych przez Bogusława Bagsika 24 tys. USD. Deal polegać miał na tym, że Bagsik dostał zamówienie od jedenego z cieszyńskich przedsiębiorstw na dostawę sprzętu elektronicznego. O 8.00 wyszedł z zakładu. Wymienił złotówki na dolary, dolary na sprzęt, który tą metodą kosztował połowę tego co za złotówki. O 16.00 wrócił do Cieszyna i otrzymał pieniądze. Wtedy nauczył się, że pieniądze muszą obracać się jak najszybciej. Dlatego denerwowało go to iż kiedy dokonuje przelewów bankowych z jednego miasta do drugiego musi czekać kilka dni na to by mieć dostęp do własnych pieniędzy. Dlatego często zalecał płacenie za towar gotówką i przewożenie jej samochodem. Z kompilacji tych wszystkich uwarunkowań podbitych doświadczeniem z eksperymentu Balcerowicza, że najlepiej zarabia się na odsetkach powstał właśnie oscylator. Zaprzyjaźnieni z Bagsikiem bankowcy wielokrotnie mówili o istnieniu niedomogów polskich banków. Prawo czekowe z 1936 r nie pasowało i pasować nie mogło do zmian systemu gospodarczego. W tym czasie Sejm zajmował się aborcją, rozliczeniem stanu wojennego i nowym godłem państwowym. Finanse zostawił wolnemu rynkowi. Ten zaś nie znosi próżni. Tym bardziej, że na oscylatorze najlepiej zarabiały banki. Wtedy kiedy prezes Bagsik robiąc przelew z jednego banku do drugiego nie miał dostępu do własnych pieniędzy obracały nimi właśnie banki. Im też biły odsetki. Przyznał to w poufnym opracowaniu Wiesław Głowacki kierujący zespołem ds banków spółdzielczych w Generalnym Inspektoracie Nadzoru Bankowego NBP. Tak pisał 30 października 1991 r.: – Nie leży w ich (banków przyp aut) interesie zapobieganie takim procederom (osycylator przyp aut), gdyż jak wykazało niniejsze opracowanie banki również na tym zarabiają i to o wiele więcej niż same płacą klientowi czy też klientom, broniąc się same przed takimi klientami np. znosząc oprocentowanie kont bieżących, natomiast nie broniąc systemu rozliczeń.- Inny raport informował prezesa NBP “Wprawdzie niektóre firmy takie jak np. Art B również wykorzystują opisywany przez nas mechanizm nie mniej korzyści z niego wynikające dla systemu bankowego są niewymiernie wyższe niż osiągane przez te firmy”.

Mechanizm maszynki do robienia pieniędzy, który wymyślono w Art B i nazwano oscylatorem był prosty. Spółka miała w banku oprocentowany depozyt typu “a vista”.  Na jego postawie otrzymywała czek potwierdzony.  Ten czek natychmiast lokowala w innem banku, gdzie byl on ksiegowany jako wplata gotowki z natychmiastowym naliczaniem oprocentowania jako lokaty “a vista”. Bank musiał go zrealizować ponieważ był to czek rozrachunkowy potwierdzony, na którym widniała pieczątka “gwarancja zapłaty”. Drugi bank by zrealizować operację musiał poinformować o wpłynięciu czeku bank pierwszy. W momencie przyjęcia czeku drugi bank księgował kwotę, na którą on opiewał na koncie Art B. Informację o zrealizowaniu czeku wysyłał do pierwszego banku pocztą. Szła z poczatku kilkanascie dni. W tym czasie odsetki biły jednoczesnie w obydwóch bankach. Odsetki niewielkie na pozór bo jedynie 0,3 proc. dziennie w każdym banku czyli 1,5 proc w obu.  Operacjie wplaty do bankow i pobierania czekow wykonywano kilkakrotnie w ciagu jednego dnia. Art B obróciła –  jak wyliczyli bankowcy 164 bln zł. – tj 16 miliardow dolarow uzywajac ok. 7 tys czeków. Przepływające w ramach oscylatora kwoty liczone były w setkach miliardów złotych, pojedyncze czeki opiewały na 400, 500,600 i 750 mld zł. Bankowców nie zdziwiło nawet to, że w ramach jednej z operacji Art B zrealizowała plik 278 czeków na kwtotę 2,7 bln zł. Nie zdziwiło, choć w tym czasie prezes NBP Grzegorz Wójtowicz już wydał nakaz telegraficznego potwierdzania czeków powyżej 10 mld zł. Nie dziwił też fakt powtarzania się wysokich kwot na czekach Art B. Czeki wynonywały więc wielokrotne kółka, stąd ich wielokrotne oprocentowanie. Np. przez BHK sześciokrotnie przewinąło przez gwarantowane  czeki sie te same  500 mld zł.

-Analizując krzywe przyrostu oscylatora trzeba dojść do wniosku iż nie mógł on służyć celom zarobkowym. Dlaczego? Otóż jego akceleracja była tak potworna iż spowodowałby spustoszenia w systemie bankowym, w którym działał. Musiał cały czas być trzymany pod kontrolą. Aby poziom zysków był ciągle poniżej oprocentowania kredytu refinansowego.- pisał o oscylatorze Andrzej Gąsiorowski w swoim pamiętniku.

Rzeczywiście szefowie Art B bezlitośnie wykorzystali luki prawne polskiego systemu bankowego, po to by jak twierdzą zyskać płynność kapitału firmy i nie czekać na to aż jeden bank prześle pieniądze do drugiego. Plan operacyjny wprowadzenia oscylatora został opracowany w kierowanym przez Franciszka Tadlę departamencie informatyki Art B. Tak początki czekowego wodospadu  wspomina Andrzej Gąsiorowski:

-Tadla był sfrustrowany komputeryzacją firmy. Pracownicy to olewali. Zamiast prowadzić zestawienia operacji w komputerach robili to jak dawniej  na papierze. Sieć bez przerwy ktoś blokował. Któregoś dnia Tadla powiedział, że czuje, że to jego koniec w Art B. Zapytał co jeszcze mógłby dla nas zrobić. Wtedy dla ratowania aktywnosci departamentu dałem mu plan operacyjny oscylatora. >Wdrożysz to z chłopakami, zrobisz symulacje, masz full obsługę jeśli chodzi o prawne historie. Trzeba sprawdzić czy to się finansowo kupy trzyma, czy jest realne w praktyce.< – powiedziałem. To była scisle tajna misja. Wiedział tylko on i jeszcze jedna wyznaczona osoba. Jakieś trzy miesiące później Tadla zachorował na białaczkę. Błyskawicznie załatwiliśmy leczenie w Tel Aviwie. Franiu się bardzo zmienił. Jego obsesją stała się praca w Art B. i oscylator. Całymi nocami siedział w biurze i kontrolował przepływ czeków. Do Tel Aviwu przewoziliśmy go prywatnym samolotem. Jeszcze na lotnisku kazał połączyć się z ordynatorem szpitala w którym miał leżeć. Powiedział, że jego szefowie zawsze go oszukują i dlatego on chce sprawdzić czy to prawda, że przy łóżku będzie tam miał fax i komórkowy telefon. Jak nie to on nie leci, Bo ma pracę i nie może zostawić tak nieodpowiedzialnych szefów bez nadzoru. Podłączyli mu fax i telefon i z sali pooperacyjnej nadzorował oscylator przez 24 godziny na dobę.- wspomina w pamiętniku Andrzej Gąsiorowski.

Finansowa strona operacji zajmowal sie osobiscie Bagsik. Na “dzień dobry”, 31 sierpnia 1990 r, Art B wpuściła w oscylator czek na 360 mld zł, wystawiony przez Bank Śląski w Ustroniu i zrealizowany przez Bank Rozwoku Eksportu w Warszawie. Zabezpieczeniem czeku była lokata 400 mld zł złożoną w PKO. Lokata istniała co do dziś potwierdza PKO. Bez niej bank nie wydałby czeku potwierdzonego. Tylko taki zaś mógł być od ręki zaakceptowany przez inny bank. Tylko pod takim warunkiem oscylator mógł działać. Zabezpieczenia stosowane przez Art B były rozmaite. Raz były to gwarancje bankowe, innym razem lokaty, wreszcie jak np. w BHK wystawione in blanco weksle firmy. Za powstające jedno – dwu dniowe debety (jeśli informacja z jednego banku do drugiego płynęła zbyt szybko) spółka skrupulatnie płaciła. Wywiązywała się też z prowizji, dochody księgowała i płaciła od nich podatki. -W ten sposób oscylator był legalizowany przez państwo, które przecież nie pobiera oplat od działalności przestępczej. Żyliśmy z bankami w symbiozie – mówi Andrzej Gąsiorowski. Potwierdzają to biegli prokuratury “banki tolerowały czeki gwarantowane wystawiane przez klientów na własne konta”. Od początku września oscylator rozkręcał się coraz szybciej. 3 września 1990 r., jak wynika z ustaleń biegłych Art B ăprzeprowadziła szereg operacji bezgotówkowych za pomocą czeków rozrachunkowych wykorzystując możliwość wynikającą z ¤6.2 Zarządzenia Prezesa NBP z dn 11 sierpnia 1989 r., polegającą na potwierdzeniu czeków niezupełnych dokonując nimi przerzutu środków w ramach własnych rachunków w różnych bankach”. Te operacje polegały m.in na tym, że 3 września spółka wprowadziła do obrotu międzybankowego 2 czeki opiewające na 416,5 mld zł. Czeki znów wystawił Bank Śląski w Ustroniu, a skupił X Oddział PKO BP. Tenże bank zrealizował dalsze dyspozycje art B poganiające oscylator. Przesłał czeki do BRE i PBK. W ten sposób 416 mld “pracowało” już w 4 bankach. Zdaniem biegłych przyniosło to Art B korzyści w wysokości 1,7 bln. zł. Art B otworzyła w sierpniu i wrześniu 1990 r. 24 rachunki bankowe.

Od 400 mln lokaty w PKO BP, która rozpoczęła oscylator zaczęła się z resztą przyjaźń między szefami spółki i bankowcami. Wiceprezes PKO BP Wojciech Prokop miał powody by polubić dwóch sympatycznych młodzieńców. Lokatę złożyli w banku na 3 miesiące od września do końca grudnia 1990 r. W grudniu mieli odebrać odsetki – 80 mld. zł. Jednak kilka dni wcześniej umowę zerwali. “ Dla banku był to ratunek. Okazało się bowiem, że tak ogromną kwotą nie dysponuje. – mówi Boguslaw BAGSIK. Tak opisuje tę sytuację:

-Wojciech  Prokop, wtedy jeszcze wiceprezes PKO co chwila miotał się z sytuacją płatniczą banku. Z jednej strony Misiąg z ministerstwa finansów, wyciągający rękę i mówiący >daj<, z drugiej strony suma bilansowa kurczyła się w zastraszającym tempie. Największy strukturalnie polski bank na koniec grudnia (1990 r. przyp aut) dysponował środkami zabezpieczającymi zaledwie 3 proc. depozytów ludności w złotówkach. Jeszcze gorzej było z dolarami. Na nostro nadwyżka, a w kantorach stały niedobór. Konta a vista praktycznie obsługiwane z wymiany z PKO SA. Kto wpadł na pomysł idiotycznej wzajemnej obsługi własnych klientów i bilansowanie raz na miesiąc. Wtedy to był tylko i wyłącznie kredyt dla PKO SA. Na dodatek Bank Handlowy zwariował i trzymał nadwyżkę w złotówkach. Około 3 bln zł. Uwolnione przezeń środki powodują nadmierną koniunkturę na dolara, jakby nie dosyć, że w grudniu w okresie świątecznym wzmaga się popyt. W NBP wiedzą lepiej. Prośba PKO BP o zasilenie kredytem 1 bln zł. ląduje w koszu. Topiński nie ma czasu czytać takich bzdur. Szykuje się do wielkiego wyścigu o fotel prezesa. Nie wiedział, że to było już ustalone podczas mojego spotkania z prezydentem elektem Wałęsą w Gdańsku. Stąd te sławetne zdjęcia z różnymi ujęciami. Wtedy została ustalona treść i ranking. To było proste Prokop był z Gdańska. Spotkanie organizował senator Lis a ja … po prostu na nim byłem – Boguslaw Bagsik. Tymczasem Tymczasem Stanisław Pietrasiewicz od maja 1991 r. sprawujący obowiązki prezesa PKO BP twierdzi, że 400 mld lokata Art B stanowiła jedynie 1,5 proc sumy bilansowej banku. ăNie mogła w żaden sposób, ani negatywny, ani pozytywny wpłynąć na równowagę finansową, czy płynność finansową PKO – mówił już po wyjeździe szefów Art B w jednym z wywiadów prasowych Pietrasiewicz. Jego zdaniem w kasach podręcznych banku znajdowało się wówczas 3 bln. zł. – Czy pan prezes Pietrasiewicz zapomniał o naszych kontaktach – odpowiada proszony o komentarz Bagsik. Zapowiada, że w sądzie zostaną przedstawione dowody iż to on a nie prezes PKO ma rację. Czy wycofaniem lokaty Art B uratowała skórę Wojciecha Prokopa i PKO? Gąsiorowski twierdzi, tak. Faktem jest, że zgodnie z jego słowami rozpoczęły się niesnaski między bankowcami.

Na razie jednak deal jaki stanowił oscylator wydwał się korzystny dla spółki i … systemu bankowego. Bowiem banki na nim zarobiły i to nie mało. Biegli wyliczyli, że na odsetkach z oscylatora Art B zarobiła brutto 150,8 mld zł. Po zapłaceniu podatków i prowizji wyszło ok 89 mld zł. Banki zaś nie tylko otrzymały od Art B ok. 100 mld. karnych odsetek za debety i 35 mld zł prowizji to jeszcze zyskały od NBP 137,9 mln zł na czysto. Tajemnica polegała na tym, że w okresie tzw “dni pocztowych” czyli wtedy kiedy pieniądze były w drodze między jednym bankiem a drugim NBP udzielał bezzwrotnego, nieoprocentowanego kredytu “technicznego” bankowi, który miał odebrać czek. Ten kranik z pieniędzmi bankowcy wypatrzyli znacznie wcześniej niż Art B zastosowała oscylator. Kiedy przychodziły kłopoty finansowe np. koniec roku i ministerstwo finansów via NBP domagało się od państwowych banków pieniędzy te przesyłały sobie nawzajem środki. Efekt był taki, że zarabiały na odsetkach, a ministerialnym urzędnikom pokazywały pustą kasę. Być może to właśnie takie lekcje pobierane u szefów największych polskich banków leżały u źródeł oscylatora. W artykule prasowym “Komu komputer komu liczydło” Andrzej Gąsiorowski tak pisze o tej praktyce: “Liczne były przypadki, że banki wystawiały czeki kilkubilionowe. Mechanizm był prosty : Kółeczko – Centrala banku X lub jej dowolny oddział wystawiał czek bankierski, następnie zaufany pracownik banku wsiadał w pociąg i udawał się np. do Poznania gdzie przez swój lub zaprzyjaźniony bank (przyjaźń kosztuje) następowała realizacja czeku. Zwrot kwoty to już dziecinnie proste. Przekaz telegraficzny (avizo ok. 3-5 dni) lub czekiem (nie bądźmy minimalistami, mówimy już o tygodniu lub…) Kto za to zapłacił? Jak zawsze fachowcy od nadzorowania naszych polskich złotówek, których szafarzem jest Narodowy Bank Polski. (…) czyżby bankom wolno było dokonywać tych operacji?! Czy też może być inny bardziej sensacyjny wątek tej operacji? Panowie “Nadzorcy” (GINB NBP) z racji profesji lubili pieniądze, umieli dodawać i przypuszcza się, że mnożyć. Nigdy nie tolerowali odejmowania, a broń Boże dzielenia. Tak więc propozycje padały zawsze “nie do odrzucenia”. Ofert nie pisano, tylko negocjowano ustnie. (…) Zza biurka Główny Inspektor Nadzoru Bankowego na początku czerwca 1991 r. zaproponował wiceprezesowi Art B “Pieniądze na stół i sprawy nie było. Kwota miała być większa niż 5,300 USD, więc transakcja nie doszła do skutku. Nie wszyscy dawali (…) A przecież kilku dało! To dzięki tym, kooperatywnym szef mógł wynająć w warszawie drugie mieszkanie” –  pisał o bankowych ăpierepałkach z oscylatorem Andrzej Gąsiorowski w artykule ăKomu komputer, komu liczydło.

Szefowie Art B wciągnęli do gry ok 70 banków, w których mieli konta. Największe obroty miały oczywiście banki “zaprzyjaźnione”, a więc PKO BP – prawie 80 bln zł, Bank Handlowo – Kredytowy we Wrocławiu, niemal 50 bln, Bank Śląski w Katowicach – 21 bln i Agrobank w Warszawie 14,5 bln. zł.

Czeki krążyłyby spokojnie dopóki byłyby kontrolowane i dochody z oscylatora nie przekroczyłyby zdolności finansowych polskich banków, gdyby nie “wypadek przy pracy”. Oświeceni przez bankowców jakie możliwości dają polskie banki Bagsik i Gąsiorowski postanowili założyć swój własny bank, a conajmniej prowadzić działalność parabankową. W czerwcu 1989 r. planowano utworzenie niezależnej spółki powiązanej “towarzysko” z PKO BP  Art B i PZU. Nigdy jednak nie rozpoczęła ona działalności. Z bankowcami łączyła Art B także fundacja Linguae Mundi. Prezesem zarządu był Zbigniew Sajkowski. Przez pewien czas w jej siedzibie przy ul. Marchlewskiego mieściły się biura Art B. W Radzie Fundacji zaś zasiadali bankowcy. Art B weszła też w posiadanie udziałów Agrobanku. W grudniu 1990 r. wiceprezesem Art B został Wiktor Adamczyk. Do niedawna pracownik PKO BP, przedtem oddziału Banku Handlowego w Luxemburgu. Finansista z nieprawdopodobnym doświadczeniem. Już w styczniu Art B złożyła do NBP pełną dokumentację i podania o zgodę na otworzenie 3 banków. Nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Tymczasem o bankowych interesach wiadomo, że są lukratywne. O szefach Art B, że skuteczni i zaradni. Wspólników do bankowego przedsięwięcia nie brakowało. Był wśród nich prezes Qandt z Banku Przemysłowo – Handlowego w Krakowie. – Któregoś dnia zadzwonił do Bagsika i coś znów mędził o wspólnych interesach. Boguś był w złym nastroju. Spławił go wprawdzie bardzo grzecznie, ale za to kiedy odłożył słuchawkę wykrzyczał : >Niech ten ch… się w końcu od… . Nie będę utrzymywał jeszcze jednego darmozjada<. Niestety Bagsikowi tylko wydawało się, że odłożył słuchawkę. Niedbale rzucił ją na widełki. Połączenie nie zostało przerwane i Qandt wszystko słyszał -wspomina Gąsiorowski. Pozniej na wszystkich spotkaniach bankowcow Quandt mial tylko jeden problem:dlaczego dzialalnoscia Art-B nie zajal sie nadzow banowy? Pierwszy skuteczny donos w sprawie -bezgotówkowych rozliczeń za pomocą czeków rozrachunkowych dokonywanego przez Art B trafił do nadzoru bankowego właśnie z BPH. I zastępca prezesa BPH “uprzejmie informował o ujawnieniu nadużycia” dokonanego przez Art B polegającego na przerzucaniu czeków między własnymi rachunkami. “Tego rodzaju operacje, przy uwzględnieniu obowiązującego trybu rozliczeń międzybankowych stworzyły warunki do czerpania nieuzasadnionych korzyści w postaci odsetek od środków zarezerwowanych na opłacenie potwierdzonych czeków za okres drogi dokumentów rozliczeniowych pomiędzy bankami.” Ponieważ donos nie poskutkował 12 grudnia BPH go poprawił. Wcześniej jednak przeprowadził “akcję” będącą przedsmakiem najazdu komandosów na biura firmy.

Dokładnie w “Barbórkę” – 4 grudnia 1990 r. we wrocławkim oddziale BPH pojawiła się pracująca w Art B Maria Raczyńska z czekiem gwarantowanym na 420 mld zł. wystawionym dzień wcześniej przez Art B z rachunku firmy w warszawskim oddziale Agrobanku. Zgodnie z obowiązującymi przepisami bank powinien zrealizować go “od ręki”. Jednak 5 grudnia bankowy urzędnik zadzwonił do Agrobanku. Kierowniczka sali operacyjnej potwierdziła, że Art B ma pokrycie na swoim koncie. BPH jednak nie ustępował. Faxem wysłał notę obciążeniową do Agrobanku. Akcja się rozkręcała bowiem w tym samym momencie Art B. zażądała od BPH potwierdzenia czeku na 420 mld. Takie potwierdzenie uzyskała. Jednak w BPH zapanował niepokój. Do 13.00 Agrobank nie potwierdził noty. Pół godziny później urzędnicy BPH monitowali więc głównego księgowego w Warszawie. Ten nie zaglądając w dokumenty i opierając się na panującej w banku praktyce spławił swoich kolegów z Wrocławia stwierdzeniem, że najprawdopodobniej czek nie ma pokrycia. Nic więcej BPH nie było trzeba. Aferzystów miał w ręku. Natychmiast zastrzegł realizację czeku Art B i poprosił by kiedy przedstawiciele firmy będą próbowali go zrealizować wstrzymać operację z powodów formalnych i zaalarmować wrocławski oddział BPH, który po wydaniu dyspozycji zawiadomił prokuraturę. Sidła więc były zastawione. Niestety “ptaszek” w nie nie wpadł. Zasadzkę udaremniła wiceprezes Agrobanku Alina Orłowska, która “po godzinach” bo o 22.00 telefonicznie potwierdziła, że na koncie Art B jednak jest pokrycie. Raniutko 6 grudnia ta nowina zmaterializowała się w BPH w postaci faxu podpisanego przez głównego księgowego Agrobanku, który po przeczytaniu dokumentów bez żadnych wątpliwości stwierdził, że czek ma pokrycie. W BPH w to … nie uwierzono. Natychmiast “specjalny pracownik” (jak go określa w piśmie do GINB Zdzisław Styczyński) otrzymał delegację służbową i pojechał do Warszawy z awizem czeku. Dopiero 7 grudnia kiedy w obecności owego “specjalnego” pracownika Agrobank potwierdził czek BHK odwołał akcję. Tego jednego dnia zabrakło by szefowie Art B nie dowiedzieli się o pułapce. 6 grudnia pracownik spółki próbował zrealizować czek w oddziale Banku Śląskiego w Ustroniu. Dowiedział się, że operacja nie może być zrealizowana. Zorientował się, że “coś śmierdzi”. I rzeczywiście choć bankowo – prokuratorska akcja się nie powiodła kolejny donos trafił na biurko Tomasza Świackiewicza.

-Analizując dokumenty i operacje prowadzone przez Art B International Corp. LTD Export – Import Cieszyn – Warszawa nasuwa się szereg uwag i wątpliwości, a w szczególności:

  1. Używania nazwy firmy w języku angielskim, zamiast w języku polskim (…) co może sugerować, iż jest to organizacja gospodarcza międzynarodowa, a nie spółka z.o.o. Z wyciągu z rejestru spółki wynika, że jej kapitał tzakładowy wynosi 1 mln zł.
  2. Nie znamy wprawdzie kondycji finansowej firmy, lecz wydaje się, że chodzi tu o uzyskiwanie dochodów (odsetki) i kapitału na bieżącą działalność wykorzystując mechanizm “konta drogi”, tym bardziej iż firma jak się zdołaliśmy zorientować posiada rachunki co najmniej w PKO SA Wrocław, Bank Zachodni Wrocław, BGŻ Wrocław, Bank Wielkopolski w Zielonej Górze, Bank Śląski w Katowicach Oddział w Ustroniu, Bank Śląski w Katowicach Oddział w ieszynie, Agrobank w Warszawie i przy szybkim (samochodowym) przekazywaniu czeku można uzyskać bardzo dużą płynność finansową nie mając gotówki lecz posługując się czekami gwarantowanymi (bezpieczeństwo pokrycia) i potwierdzonymi przy znacznie wydłużonym aktualnie czasie przesyłek pocztowych.

Wykorzystując te luki lub też usankcjonowanie obrotu czekami gwarntowanymi (bez pokrycia) można uzyskać znaczne środki finansowe nie angażując własnych.- pisał Zdzisław Styczyński. Proponował zmiany w prawie bankowym polegające m.in na zakazaniu prywatnym firmom otwierania rachunków w nieograniczonej liczbie banków. Naliczanie odsetek od dnia zaksięgowania czeku a nie od dnia realizacji co w praktyce znaczyło, że gdyby pieniądze nie były księgowane np. przez trzy tygodnie bo tyle szłoby potwierdzenie z jednego banku do drugiego byłyby praktycznie zamrożone. Określenie w instrukcji do jakiej kwoty mogą być realizowane czeki gwarantowane. “Wyrażam pogląd iż przywrócenie i respektowanie prawa czekowego umożliwi całkowite wyeliminowanie czeków gwarantowanych” – pisał autor z BPH. Dla porządku przypomnijmy iż przepisy bankowe zostały zmodyfikowane kilka miesięcy wcześniej w ramach prorynkowych reform. W nową sytuację gospodarczą próbowało wpisać się Art B. Bankom było z nią nie po drodze. Dlatego szef nadzoru bankowego został poinformowany iż BPH zawiadomił prokuraturę i ponieważ zasadzka nie wypaliła musi ją pisemnie poinformować czego od niej oczekuje. Bank poprosił więc nadzór bankowy o stosowne dyrektywy.

Niewiele więcej było potrzeba do szczęścia szefowi GINB Tomaszowi Świackiewiczowi. Trwał wyścig do fotela prezesa NBP. Nowy szef banku centralnego musiał przecież nie tylko zauważyć, ale przede wszystkim obdarzyć zaufaniem szefa nadzoru bankowego. Ujawnienie “afery Art B” było więc ze wszech miar pożyteczne. GINB do ścigania aferzystów był z resztą dobrze przygotowany.  Jednym z doradców Tomasza Świackiewicza był pan Kostro – prokurator, który w 1956 r. oskarżał w tzw. “aferze mięsnej”. Winnego, na jego wniosek skazano na karę śmierci. Bezzwłocznie szef GINB poinformował więc prezesa NBP. Okazało się jednak, że tak departament Operacyjno – Rachunkowy jak Prawny NBP nie potwierdziły jego obaw. Dyrektor departamentu Operacyjno Rachunkowego Barbara Szczepaniak próbowała tłumaczyć na czym polegają reformy. Wyjaśniała m.in, że postulowane przez Tomasza Świackiewicza ograniczenie obrotu czekami gwarantowanymi jest sprzeczne z ideą ich niedawnego wprowadzenia. Przez 1,5 roku właśnie ta forma rozliczeń zyskała uznanie banków i ich klientów. Tłumaczyła, że banki mogą same eliminować patologie tym bardziej, że przepisy wyraźnie mówią o “wierzycielu” i “dłużniku”, którym nie może być jedna i ta sama firma, informowała, że prezes NBP wprowadził obowiązek potwierdzania telexowego czeków powyżej 30 mld zł. ăJednostkowe przypadki wykorzystywania praktycznego funkcjonowania systemu rozrachunków międzybankowych do działań na szkodę banków nie mogą być powodem ograniczania w sposób administracyjny (np. poprzez zmianę przepisów) swobody stron umowy rachunku bankowego wynikającej z uregulowań ustawowych” –  pisała pani dyrektor. Ważniejsze dla klienta jest to, żeby środki szybciej znalazły się na jego rachunku, czyli żeby szybciej mógł nimi dysponować niż spekulacyjny obrót nimi w ramach własnych rachunków w różnych bankach. – motywowała. Informowała, że wyeliminowanie naliczania nienależnyh odsetek będzie możliwe dopiero po wprowadzeniu pieniądza elektronicznego i transakcji on line.

Szef GINB wierzył jednak pismom słanym z BPH. 19 stycznia 1991 r bank informował, że oscylator próbowało stosować Przesiębiorstwo Doradcze “Consulting”, 19 lutego informował o kolejnych ekscesach Art B. GINB zgromadził opinie banków na temat Art B. Bank Śląski oddział w Ustroniu czy State Saving Bank twierdziły, że Art B jest jednym z ich najlepszych klientów. BGŻ przedstawiał obrót środków na rachunku Art B i czeków rozrachunkowych w ogóle ich nie komentując. Stwierdził jedynie, że do września1990 r. spółka zarobiła 225,1 mln odsetek, zaś w październiku i listopadzie 2,8 mld. zł. X Oddział PKO informował że na rachunku firmy obserwuje duże obroty tak po stronie aktywów jak pasywów. Za bardzo dobrego klienta uznała Art B Cenerala PKO  BP.

– Zorganizowaliśmy prawie bez zarzutu rutynę obrotu czekami, która wyglądała na bardzo dochodową. Robiło to z resztą, może nie na taką skalę wiele innych firm. Gdy jednak obliczyliśmy iż w gruncie rzeczy jest to wykorzystywanie bezbronnego partnera zaniechaliśmy tego z własnej inicjatywy, już w I kwartale 1991 r., przechodząc w większości przypadków na konta nieoprocentowane –  tłumaczy Andrzej Gąsiorowski. Rzeczywiście Art B “odpuściła” odsetki np. Agrobankowi, który powinien jej wypłacić ponad 4 mld zł. Jednocześnie od innych banków spółka …. domagała się zapłaty oodsetek. “Rachunki blokady środków na czeki potwierdzone były oprocentowane we wszystkich podstawowych 18 bankach, które prowadziły operacje z Art B. Warto podkreślić, że część oddziałów banków wypowiedziała oprocentowanie – dotyczy to czterech oddziałów banku PKO BP czy też oddziałów banku BHK – napisał w poufnym opracowaniu na temat operacji czekowych Art B Wiesław Głowacki, kierujący zespołem ds. Banków Spółdzielczych w Generalnym Inspektoracie Nadzoru Bankowego. Faktem jest też, że jeszcze na przełomie 1990 i 1991 r Art B domagała się zapłaty odsetek od niektórych banków. W piśmie z 28 stycznia 1991 r. Franciszek Tadla informuje dyretora Banku Spółdzielczego w Jastrzębiu Zdroju, że jeśli nie uzyska odpowiedzi na jakiej podstawie bank zmienił oprocentowanie rachunku skieruje sprawę do sądu. 25 października 1995 r. wezwanie do naliczenia odsetek od depozytu 34,8 mld zł otrzymał od Art B Bank Spółdzielczy w Zielonej Górze. Naliczył on spółce odsetki tylko za jeden dzień – 1 października 1990 r. Później Zarząd podjął decyzję, że płacił nie będzie. Wezwania Art B do zapłaty nie usłuchał, choć spółka wygrała kilka procesów np. w Krakowie Poznaniu i wrocławiu o niezgodne z prawem wymówienie oprocentowania kont przez banki. – Altruizm ma też swoje granice. Z oprocentowania kont musieliśmy później rezygnować dobrowolnie we własnym interesie. Inaczej rozbilibyśmy banki w miesiąc. Wtedy musielibyśmy zginąć razem z nimi – tłumaczy Andrzej Gąsiorowski. Z opinii biegłych sporządzanej dla potrzeb prokuratury wynika, że banki dość dowonie traktowały naliczanie odsetek od kont, na których zdeponowane były środki gwarantujące czeki potwierdzone. Choć Art B zrezygnowała z tych odsetek w Agrobanku 25 listopada 1990 r bank naliczył je za cały IV kwartał 1990 r. Krakowski oddział Banku Handlowo – Przemysłowego jako jedyny do 15 października 1990 r. liczył odsetki od czeków rozrachunkowych. Od 16 października 1990 r. zaprzestał płacenia odsetek od rachunków zablokowanych BRE. Zgody co do tego jak traktować operacje czekami potwierdzonymi i związanymi z nimi blokadami środków na rachunkach nie było nawet w obrębie jednego banku. Oddział wojewódzki BGŻ w Krakowie po zrealizowaniu, w październiku, czeku Art B na 35 mld zł, po prostu wypowiedział spółce rachunek. Oddziały wojewódzkie w Legnicy i Bielsku Białej sygnalizowały o nieprawidłowościach w obrocie czekowym Narodowemu Bankowi Polskiemu, zaś Art B wypowiedziały rachunki. Oddział wojewódzki w Katowicach o zgodę na nienaliczanie Art B odsetek od zablokowanych pieniędzy wystąpiła do centrali BGŻ. ta zaś zapytała NBPăo zgodę na wyłączenie z oprocentowania środków na koncie 139-12 >rachunki środków wydzielonyh na opłacenie czeków potwierdzonych< w celu zapobieżenia osiągania nieuzasadnionych korzyści przez niektórych klientów”. Bank Centralny uznał że, że wszystkie środki zgromadzone na rachunkach bankowych są oprocentowane i odstąpić od tej zasady można tylko za zgodą posiadacza rachunku. Uznał, że niezasłużone korzyści może przynosić klientom zbyt długie przesyłanie czeków. Informował, że zlikwidowanie tej nieprawidłowości leży więc w gestii banków, które powinny posługiwać się teleksem a nie pocztą. ăZablokowane środki na rachunkach środków wydzielonyh na realizację czeków potwierdzonych do czasu zrealizowania czeku stanowią  depozyt klienta, w związku z tym brak jest uzasadnienia do ich wyłączenia z podstawy naliczania rezerwy obowiązkowejÓ Ń pisała zastępca dyrektora Departamentu Polityki Pieniężno – Kredytowej NBP. W związku z tym ich wyłączenie z naiczania odsetek jest nieuzasadnione. Bank Zachodni NPB – u nie pytał o zdanie. Zarząd Banku 26 października 1990 r. sam zdecydował o tym że zablokowane środki nie będą procentowały. Zielonogórski oddział tego banku do tej decyzji zastosował się dopiero 8 listopada. W Wielkopolskim Banku Kredytowym oddziały były bardziej karne. Po decyzji Centrali o zakazie naliczania odsetek się do niej zastosowały. Również na polecenie Centali oddziały w Poznaniu i Zielonej Górze wypowiedziały rachunki Art B. W Państwowym Banku Kredytowym odsetek nie liczono od 1 stycznia 1991 r., w BHK w Katowicach odsetki naliczono tylko za 1 dzień – 29/30 listopada 1990 r. W oddziale tego banku we Wrocławiu liczono odesetki do końca 1990 r. Najdłużej liczyły odsetki PKO BP – do 1 maja 1991 r (PKO SA  11 listopada 1991 r poinformowała GINB o nieprawidłowościach w obrocie czekowym) oraz Bank Śląski oddział w Ustroniu Ń do II kwartału 1991 r. Do końca Art B płaciły odsetki Pomorski Bank Kredytowy w Szczecinie (trzy oddziały) i Bank Depozytowo – Kredytowy III oddział w Lublinie. Zamieszanie wokół odsetek świadczy o tym jak twór, który później prokuratura określiła “systemem bankowym” był niespójny i zdezorientowany. Lektura opinii biegłych sporządzonych na potrzeby prokuratury nasuwa prosty wniosek. Bez względu na to czy banki mogły nie stracić czy też zarobić wolały nie wykonywać nadmiernie skomplikowanych operacji, które zgodnie z prawem były ich obowiąziem. Banki nie tylo bowiem odcinały Art B od odsetek od zablokowanych na kontach spółki środków, ale take same rezygnowały z należnych im procentów od powstających na rachunkach firmy debetów. W sierpniu 1991 r. kontrolerzy z Departamentu Rewizji Centrali PKO BP wykryli, że VII, X i XIV oddziały PKO zrezygnowały z wyegzekwowania od Art B prawie 108 mln zł karnych odsetek. Zrezygnował z nich także PBK. “Naruszenia przez Spółkę warunków umownych i przekroczenie dopuszczalnego zadłużenia ograniczyły się jedynie do upomnienia klientaÓ Ń skonstatowali biegli w swojej opinii.

Tymczasem kiedy banki upominały się o zapłatę karnych odsetek spółka je grzecznie płaciła – jak PKO BP za okres od 14 do 17 czerwca 1991r –  89,5 mln zł.

Tymczasem kiedy wybuchła afera Art B właśnie wokół odsetek zapanowało największe zamieszanie. W nich upatrywano źródeł fortuny Art B. Nic bardziej błędnego. Skoro zamykano jej konta i rezygnowano z wypłacania odsetek. Jak mogła więc na nich zarabiać.

Tym bardziej, że zainteresowanie nadzoru bankowego powodowało przewrażliwienie banków na hasło Art B. W 1991 r. została np. zerwana umowa o prowadzenie rachunku spółki i jej obsługi finansowej przez Bank Śląski oddział w Ustroni. Pretekst był “niewiny”. Tak wspomina go Andrzej Gąsiorowski:

– Bagsik poprosił żebym zawiózł do Banku Śląskiego w Ustroniu telewizor. Nie bardzo chciałem miec z tym cokolwiek do czynienia, więc zrobił to kierowca. Po pół godziny zadzwoniła do mnie prezes banku. Poprosiła żebym przyjechał. Przyjęcie rutynowe, kawa herbatniki. i nagle ona mówi, że telewizor jest bardzo fajny, ale bank nie może go przyjąć. Poprosiłem, żeby zaksiągowała go jako dar od Art B dla banku, a nie od nas dla pani prezes, co bylo zgodne z prawda. Telewizor mógł przecież stać w jakimś ogólnodostępnym miejscu i mogli go oglądać pracownicy czy klienciJedni jako reklamówki dają długopisy, a my telewizory. A ona na to, że chce nam wymówić konto bo nie trzymamy na nim pieniędzy, tylko one się bez przerwy przemieszczają. Zaczęła mi tłumaczyć, że nasze pieniądze powinny być w banku, bo ona nie może robić depozytów w Centrali w Katowicach i na tym traci, bo nie zarabia. Tego nie mogłem zrozumieć. Przecież to były nasze pieniądze. Złożyliśmy w banku weksle jako zabezpieczenie, w zamian chcieliśmy kredyt i akredytywę. Na to ona, powiedziała że nie ma pojecia, co to jest weksel. Owszem, cos tam na ten temat czytala., ale dopiero za miesiąc będzie centralne szkolenie dla pracowników bankowoscii wtedy porozmawiamy o wekslach. Dyskusja się zaogniła. Ostrzeglem, że oddamy sprawę do sądu i on rozstrzygnie czy mamy prawo przerzucać pieniądze skoro mamy dynamiczną firmę”.

Efekt był taki, że prezes banku pod namowa UOPu oswiadczyla pozniej, ze  Andrzej Gąsiorowski chcial wręczyc  łapówke w postaci telewizora i rzucal groźby pod jej adresem. Okazało się jednak, że “zła sława Art B” nie dla wszystkich jest groźna. Spółka przeniosła obsługę swojego rachunku do wrocławskiego oddziału Banku Handlowo – Kredytowego w Katowicach. Złożyli w nim gwarancje PKO BP, zostawili weksle in blanco, poczynili depozyty. 2 kwietnia 1991 r Art-B wystąpiło do BHK z prośbą o udzielenie przez BHK kredytu na pokrycie czeków gwarantowanych i informował, że jego zabezpieczeniem będzie złożony przez spółkę depozyt 100 mld zł. W tym samym dniu bank zawarł z art B umowę, w której gwarantował pokrycie czeków rozrachunkowych spółki do wysokości 20 mld zł bez względu na stan środków na rachunku firmy. Bank okazał się dla spółki bardzo pożytecznym. To właśnie on potwierdził plik 278 czeków na łączną kwotę ponad 2,7 bln zł. Przez jego konta przewinęły się dwanaście razy czeki spółki warte 500 mld zł. Prowadzący rachunek i mający dostęp do dokumentów firmy bank musiał wiedzieć, że jej kapitał założycielski jest 500 krotnie mniejszy, zaś tak wysoka kwota to 1/3 jej rocznych obrotów. “Tak wysokie kwoty występujące systematycznie na rachunkach w różnych bankach powinny z urzędu zwrócić uwagę odpowiedzialnych urzędników” – piszą w swojej opinii sporządzonej na zlecenie prokuratury biegli. W BHK też “dni pocztowe” czyli czas przekazywania czeków do realizacji okazał się najdłuższy nawet do 49 dni (w innych bankach ten okres wynosił średnio 15,5 dnia). Jak wynika z informacji od dawnych pracowników Art B i BHK zebranych przez Jerzego Andrzejczaka, Przemysława Ćwiklińskiego i Jacka Ziarno, korzyści z oscylatora uzyskiwali także bankowcy. Pracownicy banków wynagradzani byli prowizyjnie. To ile wzięli w kasie zależało od tego ile transakcji przeprowadzą. Co więcej jak wynika z dziennikarskich ustaleń pracownicy BHK sami na własną rękę grali w oscylator. Przepis dostali przepuszczając przez ręce setki czeków wystawianych przez Art B. BHK. Wiesław Głowacki – z zespołu doradców prezesa NBP  stwierdza w swoim opracowaniu, że w oddziale wrocławskim BHK  “prowadzono niedopuszczalną praktykę przetrzymywania czeków i zawieszania ich rozliczeń do momentu wyrównania się sald strony Winien i Ma. Taka praktyka pozwalała na uniknięcie przez ten ban debetów na rachunku bieżącym (a więc płacenia karnych odsetek od tych debetów na rzecz NBP) jak również pozwalała zacierać ślady prowadzonej na szkodę systemu bankowego działalności firmy Art B. Dowodem na to, że powyższa działalność miała miejsce jest nemożność sparowania operacji czekowych (prowadzonych w tym banku przyp aut.)”. To właśnie w BHK został ujawniony potężny debet – 4,2 bln. zł. powstały w wyniku gwałtownego zahamowania oscylatora. Czy ten bank był ofiarą czy współwinnym katastrofy. Odpowiedź na to pytanie musi paść w procesie Bogusława Bagsika.

Ze zgromadzonych w śledztwie dokumentów wynika, że odsetki od podróżujących w ramach oscylatora czeków i blokad środków, które je zabezpieczały przyniosły Art B ok 89 mld zł zysku. Skąd wzięła się więc astronomiczna kwota 4,2 bln zł na jaką zadłużyła się firma w BHK? Prokuratura twierdzi, że z “kreakcji pustego pieniądza”. Pokazuje ją w opinii biegłych przykład pierwszych czeków krążących w ramach oscylatora. – z 416,5 mld zł zdeponowanych w Banku Śląskim dzięki przerzuceniu 2 czeków na tę kwotę do PKO a następnie do dwóch innych banków spowodowało, że na koncie Art B figurowała kwota 1,7 bln zł. Jednak tylko do czasu kiedy banki jej nie zaksięgowały. Wtedy na rachunku, z którego były pobierane pieniądze powstawał debet na prawie 1,3 bln zł. Tymczasem banki księgowały długo. Średnio ok. tygodnia. Pozwalało to spółce na stałe uzupełnianie kąt krążącymi w zamkniętym obiegu pieniędzmi. Tworzył się łańcuch, w którym poszczególne operacje były zabezpieczone. Razem spowodowały powstanie potężnego debetu.

– Coś takiego jak pusty pieniądz nie istnieje. – denerwuje się Andrzej Gąsiorowski. Żyjemy w świecie substytutów pieniądza. Jeżeli realizujemy transakcję kupno – sprzedaż za pomocą posiadanych akredytyw, to sama operacja dyskontowania akredytywy czy zamiany jej wartości jest operacją na substytucie pieniądza. Mówienie o pustych pieniądzach szczególnie w ustach prokuratora brzmi w tej sytuacji śmiesznie. On próbuje udowodnić, że można zrobić pasywa nie wytwarzając aktywów, a czegoś takiego nie ma bo to by się nazywało anihilacją. Nie można twierdzić, że pieniądze, które wyciągnęliśmy z jednego banku i ulokowaliśmy w drugim nie istnieją bo pochodziły z kradzieży. Te pieniądze są bez względu na to jak zostały zarobione. Pusty pieniądz to wytwór chorej wyobraźni. – mówi Andrzej Gąsiorowski.

Jerzy Sikora był głównym księgowym w oddziale Banku Śląskiego w Ustroniu. Prywatnie był członkiem chóru jednego z kościołów protestanckich. Stąd znał go Bagsik. Od 1990 r. ten właśnie Oddział BHK prowadził rachunek Art B. Jerzemu Sikorze, który nadzorował prowadzenie operacji dokonywanych przez spółkę sąd zarzucił, że bezpodstawnie potwierdził dobrą kondycję finansową firmy jedynie w oparciu o obroty na jej koncie nie zaś rzeczywisty standing, co umożliwiło uzyskanie przez nią kredytu w PKO BP oraz 27 razy potwierdził czeki Art B, choć na jej koncie nie znajdowały się stosowne środki. Sam Sikora przyznał się do winy, ale tłumaczył, że sądził iż operacje z Art B będą korzystne dla banku, który zarobił na nich nie mniej niż 22 mld zł. W banku złożyliśmy wartości w pełni zabezpieczające obrót czekami, m.in gwarancje PKO BP i weksle Ń kwestionuje wyrok sądu Andrzej Gąsiorowski. Ujawnia, że zgodnie z tajną umową z Bankiem Śląskim Art B złożyła w jego sejfie podpisany in blanco weksel, w zamian bank zobowiązywał się do wystawienia zaświadczenia o blokadzie środków nawet w razie chwilowego braku pieniędzy na rachunku firmy. “Jest to klasyczny przykład operacji dokumentowej w oparciu o weksel, stosowanej powszechnie w bankach zachodnich. Blokadę tę złożyliśmy w PKO BP w zamian uzyskując gwarancję tego banku, którą z kolei przedstawiliśmy w Agrobanku uzyskując w nim kredyt w wysokości 300 mld zł.  – tłumaczy Andrzej Gąsiorowski. Ta operacja pokazuje, że ăcharakterystyczny system uprzejmościÓ był wzajemny. Bank Śląski z tytułu udzielenia blokady nie doznał uszczerbku. PKO BP na wydaniu gwarancji zarobił ok. 1 proc, gwarantowanej sumy, choć Art B nie musiała korzystać z jego pośrednictwa. Agrobank zaś dzięki udzielonemu kredytowi zyskał dodatnie saldo na koniec 1990 r, co jasno wynika z jego bilansu. Można oczywiście spytać co by było gdyby spółka kredytu nie spłaciła. Kiedy wybuchła sprawa Art B podkreślano, że ten kredyt został przyznany z naruszeniem zasad bezpieczeństwa kredytowego. Co by się stało gdyby spółka nie spłaciła kredytu? Ano Agrobank obciążyłby PKO, ten domagałoby się spłaty od Banku Śląskiego on zaś wypełniłby weksel Art B i od niej być może za pośrednictwem komornika domagałby się zapłaty. Spółka jednak kredyt spłaciła. Podobno uzyskane z kredytu pieniądze wykorzystała do “wpuszczenia” w oscylator.

– Myśleliśmy szybciej niż zmieniał się system bankowy. Wierząc w to, że pieniądz wcale nie oznacza gotówka dokonywaliśmy operacji w oparciu o papiery wartościowe np. gwarancje bankowe. – mówi Andrzej Gąsiorowski.

Categories: Art-B, Books

Tagged as:

Leave a Reply