Interviews

RTV: Wywiad z Andrzejem Gasiorowskim

TV PROGRAM

TV: Naszym gościem jest dr Andrzej Gąsiorowski. Lekarz, skrzypek i pianista, Prezydent Międzynarodowej Fundacji „Helping Hand Coalition” – służącej pomocą osobom, które przez lata szczególnie zostały dotknięte przez los, także muzyk i biznesmen. Wyróżniony ponad 100 odznaczeniami z różnych państw, także polskich. Niektóre należą do najważniejszych. 

W naszym kraju, Andrzej Gąsiorowski jest bardziej znany jako współwłaściciel i wiceprezes słynnej Spółki ART. B, stworzonej przez Bogusława Bagsika.

 Dla przypomnienia – spółka ART. B działała czynnie niecałe dwa lata w okresie 1989 r. – 1991 r. i zasłynęła medialnymi spekulacjami dotyczącymi jej sukcesów gospodarczych a szczególnie operacjami bankowymi zwanymi potocznie „oscylatorem”.

I – nie do wiary – ta spółka dalej istnieje! Pozostaje w stanie likwidacji przez blisko 24 lata. Likwidowanie spółki z o.o. przez blisko ćwierćwiecze, to ewenement w skali kraju.

_______________________________________

TV: Witam Pana. W dość powszechnej opinii jest Pan postrzegany, jako osoba która wspólnie z Bogusławem Bagsikiem naraziła polski system bankowy na tak ogromne straty, że do dnia dzisiejszego kojarzycie się z tymi, którzy przyczynili się do wszystkich problemów finansowych i gospodarczych Polski po 1990 roku. Czyli, że winnymi wszystkiemu złu są chłopaki z ART. B – „złodzieje, którzy okradli Polski system bankowy”.

– Dziękuję za zaproszenie. Całe lata czekałem na możliwość wypowiedzenia się. Dopiero w 2015 r. wszelkie postępowania karne wobec mnie zostały umorzone i mogę przyjeżdżać do Polski. Na marginesie, nic takiego, jak „polski system bankowy” nigdy nie istniało, jako ewentualna strona jakiegokolwiek sporu. Ani jako osoba prawna, ani jako osoba fizyczna. Zresztą nikt taki, zwany „systemem bankowym” nigdy ani nie został narażony na straty, ani nas nie pozwał o jakąkolwiek zapłatę. Nie ma takiego podmiotu. Poza tym, nikt nigdy nie chciał słuchać ani moich, ani Bagsika wyjaśnień. Przecież NIKT nie słucha „skazanych”. Obaj z Bogusiem, zostaliśmy skazani przez media już w połowie 1991 roku. Zanim jakikolwiek wymiar sprawiedliwości zadał sobie trud zbadania czegokolwiek. Klasyczny przykład socjotechniki na „zapotrzebowanie medialne” zaplanowane i wykonane z wręcz bolszewicką doskonałością. Nie ważne jest rozwiązywanie problemów. Ważne – znaleźć winnego – może być winny lub niewinny – nieważne. Trzeba go ekstyrpować (wyrwać z korzeniami). Zresztą nie mogliśmy się bronić. Wyjechaliśmy, jak co roku na zaplanowane wiele miesięcy wcześniej rodzinne wakacje. Przed rokiem pojechaliśmy z rodzinami na Kostarykę. Wakacje były udane, więc i kolejne zaplanowaliśmy spędzić razem. Z rodzinami. W Ziemi Świętej.

Z informacji powszechnie dostępnej wynika, że uciekliście z Kraju w obawie przed aresztowaniem.

 – Nie. Nie uciekaliśmy. Nawet do głowy by nie przyszło, że możemy być aresztowani. Niby za co?

Podobno byliście uprzedzeni o planowanym aresztowaniu ok. 1,5 m-ca przed nakazem aresztowania.

– Gdyby tak było, pewnie nie czekalibyśmy tych półtora miesiąca. To absurd. Fakt, że mieliśmy „sygnały”, że coś takiego może się zdarzyć, ale jak widać – nie traktowaliśmy tego poważnie i nie wyjechaliśmy przed zaplanowanymi wakacjami. Wyjechaliśmy 29 lipca, a po medialnych doniesieniach o nie bardzo nam wówczas znanych roszczeniach – już po czterech dniach wysłaliśmy samolot po przedstawicieli naszego jedynego Wierzyciela, czyli Banku SA i podpisaliśmy wszystko, co oni przywieźli w teczce. Przedtem było z nieznanych bliżej źródeł szereg pogróżek. Umowa z kilkoma osobami, które się przedstawiły, jako osoby z Banku – przewidywała przewłaszczenie na zabezpieczenie ewentualnych roszczeń Banku. Te umowę zawarto 4 sierpnia 1991 r. Czyli co? Uciekliśmy po to , żeby kilka dni później cały ogromny majątek ART. B przekazać na rzecz wierzyciela? Czy tak wygląda ucieczka? Nielogiczne. Wyjechaliśmy, jak powiedziałem, na planowane wakacje. Ciekawe, czemu nakaz aresztowania wydano po naszym wyjeździe? A może ktoś właśnie chciał, żebyśmy niby „uciekli” i nie mogli się wypowiedzieć. I żebyśmy się czuli ścigani i zaszczuci. To się w sumie udało. Bardzo się baliśmy. To raczej przypomina efekt stosowany w magii, czyli odwrócenie uwagi czymś mniej istotnym od czegoś naprawdę istotnego. Nie wiemy tylko, kto był magikiem. Może kiedyś się dowiemy. Faktem jest, że sensacja ART. B karmiono i media i ludzi przez wiele lat.

Przecież mogliście wrócić i wyjaśniać co chcecie.

– W teorii. A, jak wiemy z historii, właściwie nikt zza krat nie miał możliwości wykazania swoich racji. Pamiętamy Dantesa. Gdyby nie uciekł z twierdzy, z więzienia w zamku If, byłby pogrzebany, jako winny. A na wolności, po latach się obronił. Znany, jako Monte Cristo.

Czy to porównanie?

 – Tylko w tej części, że nieobecni nie mają racji. Osadzony jest „tym nieobecnym”. Proszę zwrócić uwagę na zmiany w prawie, które obecnie zakazują zatrzymanie w areszcie śledczym przez lata. Te zmiany służą właśnie gwarancjom naprawdę czynnego udziału w postępowaniach karnych. Właśnie po to, aby podejrzany miał możliwość np. zebrać dowody świadczące na jego rzecz, zapoznać się z dokumentami w sprawie no i podobne. Na początku lat 90’ a i do niedawna – w Polsce to była iluzja. Właściwie przełom nastąpił po orzeczeniu NSA w sprawie Romana Kluski, twórcy i prezesa Optimusa. Jemu, podobnie jak nam absurdalnie zarzucono, że działając zgodnie z ówczesnym prawem, nadużył prawa! To dość ciekawe sformułowanie. Co to znaczy nadużyć prawo? Albo ono jest albo go nie ma. Przecież obywatel nie jest w stanie, stosując prawo – ocenić, czy je nadużył, czy porusza się w bezpiecznym obszarze. Absurd. Z tym też zgodził się Naczelny Sąd Administracyjny. Ale dla nas było za późno.

Czemu wtedy – akurat wy poszliście pod gilotynę, skoro byliście – jak Pan twierdzi – niewinni?

 Chyba wtedy byliśmy dla ówczesnej władzy – „lekiem na całe zło” – władzy która zafundowała społeczeństwu rozpacz w ramach tzw. reformy, czyli odebrania ludziom oszczędności ich życia, masowe bezrobocie, likwidację polskiego przemysłu i rolnictwa. Warto przypomnieć, co wtedy przeżyło społeczeństwo, a na co oczywiście nie mieliśmy żadnego wpływu. Taka była reforma. Miała być efemeryda na pół roku, a trwała przez wiele lat. Władza nie miała innego pomysłu na transformację. To było coś w rodzaju „zrzutki” na rzecz Polski. Niestety zrzutka nie była dobrowolna. Ta „zrzutka” była wymuszona „na dzień dobry”, czyli 1 stycznia 1990 r. przez wprowadzenie 40 % oprocentowania kredytów, niespotykane na świecie i narzucone arbitralnie. Czy to dużo? Nie, wówczas nie tak dużo, gdyby to było w skali roku. Ale to było oprocentowanie wcześniej zaciągniętych przez obywateli kredytów. I NIE W SKALI ROKU tylko W SKALI jednego MIESIĄCA STYCZNIA, w lutym było 30 % w skali miesiąca lutego! Wszystko przy stabilnym kursie dolara, czyli 9500 zł. za dolara!!! Takiej operacji nie wytrzyma żaden bank na świecie. W ciągu 1991 r. oprocentowanie sięgnęło blisko 120% przy właściwie stabilnym kursie dolara! Nic wspólnego z tym nie mieliśmy. To była decyzja ówczesnych władz, czy jak Pan woli – Reformatorów. To oni zabrali pieniądze obywatelom. Fakt. Na marginesie, fakt jest prawdziwy z definicji. Nie istnieją fakty nieprawdziwe, co czasami sugerują media i niektórzy politycy. Demagogia. Wszyscy wiedzą, że coś się dzieje, ale rzadko wiedzą co i dlaczego. Czy nam skradziono zegarek, czy my skradliśmy zegarek? Ważne jest tylko że skradziono. Reszta jest mało interesująca i wcale nie sensacyjna. Wydmuszka. Raczej nikogo nie obchodzi, że ktoś jest niewinny. To nieciekawe. Co innego „winny” – stara prawda już znana w starożytności – znaleźć winnego i bić. Kiedyś wystarczyło ukamieniować i po temacie. W całkiem licznej grupie państw i kultur – do dzisiaj się kamieniuje. Ukamieniowany nie może się bronić. Nie żyje. Skazany wyrokiem ludu, wykonanym bezpośrednio przez lud. Nas ślad za medialna nagonką, potępili ludzie.

 Jednak przez blisko 25 lat, jesteście Pan i Bogusław Bagsik kojarzeni z przestępstwem.

Ma Pan rację. Rzeczywiście taki jest nasz medialny wizerunek. Ale – fabularny a nie dokumentalny. Różnica między „fabułą” i „dokumentem” jest ważna. Dokument – to relacja, świadectwo, a fabuła to formuła szersza, bez jakichkolwiek ram czy ograniczeń. Opowieści o ART. B, o mnie i o Bagsiku, który stał się także legendą sukcesu – to fabuła, w której niewiele z dokumentu. Prawie nic. Bagsik za tę medialną fabularną „popularność” płaci przez lata i może będzie płacił do końca życia. Gdziekolwiek się pojawia, próbuje pracować – natychmiast jest oskarżany za wszelkie ewentualne uchybienia przedsiębiorstw, lub osób które tak naprawdę być może dokonały czegoś niezgodnego z prawem, a on się akurat „pojawił w kadrze”. Ale, jeśli ktoś tam, nawet całkiem obok widział, czy słyszał o Bagsiku – to Bagsik zostaje natychmiast głównym podejrzanym, bądź oskarżonym. Przydługo mówię? Ale może to jest odpowiedź na Pana pytanie, czemu nie pobiegłem do kraju już po pierwszym sygnale medialnym. Nie da się bronić zza krat. Baksik zza krat się nie obronił. A jego wybitny mecenas nie mógł mu pomóc, bo umierał po amputacji drugiej nerki. Boguś bronił się sam. A to, jak widać – nie zabawa dla amatorów. Naturalnie także i medialne chłostanie nie służy obiektywnemu spojrzeniu na fakty.

 Jednak proszę wyjaśnić co to było ART. B? No i gdzie jest prawda o słynnym „oscylatorze”.

– Zbudowaliśmy w dwa lata spółkę, która osiągnęła większe obroty niż amerykański koncern Johnson& Johnson. A Pani Barbara Piasecka Johnson, ówczesna spadkobierczyni tej fortuny, ta która była w rankingach – najbogatszą osoba polskiego pochodzenia na świecie – nagle znalazła się za nami – za Baksikiem i za Gąsiorowskim.

Jak to?

– Czemu to Pana dziwi? Osiągnęliśmy obroty roczne w wysokości 22 mld USD. I na dzisiaj nieźle. Do dnia dzisiejszego – w sumie, nadal ART. B  byłaby w czołówce. Największa obecnie spółka polska, czyli PKN ORLEN osiągnęła w 2015 r. przychody „ogółem” w kwocie 90 361 420 tys. zł , czyli właśnie niewiele więcej – bo ok. 24 mld USD. Proszę jednak wziąć poprawkę na fakt, że nasza działalność obejmowała lata 1989 – 1991 (do końca czerwca!). Wtedy nie było żadnego polskiego przedsiębiorstwa, które miałoby nawet trochę zbliżone wyniki

To były pieniądze z oscylatora?

– Nie. Mieliśmy też środki z niby-oscylatora ale były to lokaty a nie oscylator. Ale i tak marginalne. Może 7,5 mln nowych zł. przy naszej lokacie ok. 427 mln. zł. to było naprawdę relatywnie nie dużo.  Jakieś 17,5%? Środki mieliśmy głównie z produkcji, trochę z handlu i usług z naszych spółek zależnych – było ich w holdingu blisko 3 tyś. Zatrudnialiśmy w Polsce ok. 35 tyś ludzi, a z tymi na świecie – ponad 50 tyś. Proszę zwrócić uwagę, że początek lat dziewięćdziesiątych – to było szalejące bezrobocie. Mieliśmy tez blisko 400 firm za granicą – w tym w USA, Kanadzie, Chinach, Izraelu, Rosji, Niemczech, Malezji, Korei, Japonii, w Brazylii, w Meksyku i w krajach Afryki też. Część produkcji wykonywano na zlecenie ART. B – w tych krajach, a częściowo tam sprzedawaliśmy produkcję i usługi.

 Byliście wtedy wielkimi biznesmenami!

Właściwie nigdy nie byliśmy biznesmenami.  Art. B nie oznacza, wbrew medialnym zgadywankom „Artyści biznesu” . Oznacza „Artystyczny Biznes”. W tym celu powołaliśmy spółkę ART. B i do dzisiaj taki jest priorytet. I dla mnie i dla Bogusia. Tworzenie, wspieranie i działania na rzecz sztuki. Sztuka zawsze była największą miłością i Bagsika i moją. To nas połączyło. Biznes tak naprawdę stworzyli nasi wspaniali menedżerowie, było ich ponad 500 najlepszych doświadczonych, wykształconych i utalentowanych w różnych dziedzinach ludzi. Niewiele zarobili byśmy bez nich w biznesie. Czy ktoś napisał, że mieliśmy już albo zawarte umowy, albo listy intencyjne na uruchomienie kolejnych projektów? Przecież także obecny teraz na polskim rynku Chrysler to wynik naszych negocjacji, zawartych umów wstępnych, listów intencyjnych, licznych niekończących się kolejnych spotkań negocjacyjnych  dla wprowadzenia na polski rynek także tego inwestora. Czy ktokolwiek napisał, że to ART. B wprowadziło na polski rynek firmę Gold Star, a to jest fakt powszechnie znany? Czy ktokolwiek wie, że uruchomiliśmy fabryki produkcji urządzeń firmy Gold Star? CZY KTOKOLWIEK WIE, ŻE FIRMA GOLDSTAR OBECNIE NAZYWA SIĘ    ….    „LG”?

Czy ktokolwiek wie, że współfinansowaliśmy i współtworzyliśmy wspaniała wizytówkę Polski, najlepszą w świecie – jednostkę specjalną – „GROM”? Nikt nie wie. Teraz dopiero ukazały się dwie pozycje wydawnicze, w których przypomniano o tych faktach. Ostatnio w jednym z mieszkań w Warszawie zobaczyliśmy pierwszą polską mikrofalówkę z naszym szyldem „ART. B Goldstar”, czyli obecnie LG. Dalej wciąż czynną i pełnosprawną. ART. B produkowała także zagranicą, np. w Chinach świetny sprzęt sportowy, kurtki puchowe z puchu, namioty i sprzęt turystyczny, odzież i galanterie i … i… i to długa lista!

Czemu więc kojarzycie się wyłącznie z oscylatorem?

– Bo reszta przemawiałaby wyłącznie na nasza korzyść, bo nie da się walczyć z faktami – te, jak wspomniałem – są prawdziwe z definicji. Tak. Fakt może być wyłącznie prawdziwym. Niespodziewanie dla nikogo w krótkim czasie wyrósł międzynarodowy gigant – holding ART. B.

Szczerze – to dla nas też niespodziewanie szybko. Jak już wspomniałem – dzięki geniuszom, których udało nam się pozyskać. Tyle zasług moich i Bagsika. Jesteśmy najbardziej muzykami. Ja jestem też lekarzem. Teraz laryngologiem, chociaż doktorat pisałem z innej dziedziny. Ale serce zawsze było i jest w muzyce i sztuce. Organizowaliśmy z Bogusiem koncerty, czasem wielkie międzynarodowe. Ja bez reszty poświęciłem się organizacji największego w historii międzynarodowego festiwalu gitarowego. To pasja, proszę Pana.  Zorganizowałem też wielki koncert z okazji 70 rocznicy państwa Izrael, mając na względzie symbole międzynarodowej jedności ludzi połączonych muzyką i kulturą wielobarwną. Izrael jest jednym z najbardziej wielonarodowościowych państw na świecie. To był symbol i przesłanie na rzecz przyjaźni i tolerancji i szacunku dla każdego człowieka na świecie. To było dla mnie ogromne wyzwanie ponad 600 osób – na scenie, wykonawców z całego świata. Tych najbardziej znanych w świecie – też! I dziesiątki tysięcy widzów przed sceną i setki milionów widzów na świecie! Niezła oglądalność, prawda?

Czy się przesłyszałem?

 Nie. To tak. Jak się okazuje, ludzi pokoju i dobrej woli, jak to śpiewał Czesław Niemen – JEST WIĘCEJ. Ale, jak widać w świadomości istnieje tylko jakiś wówczas nam bliżej nie znany oscylator.

Właśnie. Wspomniał Pan, że wyjaśni na czym polegał oscylator. Ile na tym zarobiliście?

 – Nic nie zarobiliśmy na żadnym oscylatorze. Zarobiliśmy na produkcji, usługach i trochę na lokatach – błędnie nazwanych oscylatorem. To elementarny brak wiedzy. Nośne medialnie hasełko. W dodatku brzmi poważnie i całkiem naukowo. I słusznie.  Bo. Oscylator, to jest pojęcie naukowe, które oznacza „generator drgań”. Nie umiem znaleźć związku pojęcia „oscylator” z naszymi lokatami w różnych, nawet być może w wielu bankach. Jakby co, to jedyne podmioty, które na początku lat 90” robiły coś podobnego do generatora drgań, to były właśnie banki. Banków było ponad 1800 a środków nie miały. Więc pożyczali sobie nawzajem, albo od innych podmiotów, a także i od nas, od ART. B. ALE UWAGA – OD NAS ZGODNIE Z UMOWAMI – BEZ ODSETEK!!! Czy ktoś o tym wspomniał? Nie. Bo to jest niemedialne, a altruizm zwykle jest podejrzany. Tyle się społeczeństwo nauczyło podczas 150 lat zaborów. Wszystko jest podejrzane. A jednak. To była nasza pomoc dla polskich banków.

Szczerze mówiąc nie wiedzieliśmy wówczas, co robić z pieniędzmi Przyszły pewnie za szybko i całkiem łatwo.

Pomagaliśmy każdemu, kto się zgłosił. Długa lista.

Dlatego też kupiliśmy całą produkcję zakładów Ursus, gdzie od miesięcy trwał strajk a ludzie od miesięcy nie otrzymywali wynagrodzenia za pracę. Ich kooperanci też. Łącznie ok. 35 tyś. osób bez pensji. Wypłacaliśmy gotówką. Jak w dzikich krajach – prosto z furgonetki. Tony papierowych pieniędzy. Wypłaciliśmy zaległe wynagrodzenia i kupiliśmy wówczas cała produkcję Ursusa – 7500 ciągników. Czy ktoś o tym napisał? Nie. Bo to nie był wątek sensacyjny. Gorzej. Pewnie następnego dnia, wiele zakładów pracy upomniało by się po takiej informacji publicznej i zażądało podobnej pomocy od Państwa. A Państwo na to nie było przygotowane.

 Jak to się odbyło? Tak jak w sklepie? Kupuję fabrykę i tyle? Jak w „Ziemi Obiecanej” Wajdy?

 – Może trochę tak. Ja się o transakcji dowiedziałem od Bagsika. W przerwie między obradami, poszliśmy z Bagsikiem do toalety, i przy pisuarach on powiedział : „kupiłem Ursusa”. Zapytałem, czy ma też jakieś poletko. Odpowiedział – nie mam. Kupiłem całą produkcję zakładów URSUS. Zapytałem, co z tym zrobimy. On powiedział, że jakoś to sprzedamy. I rzeczywiście. Uruchomiliśmy dobrą nowoczesna dystrybucję i podpisaliśmy list intencyjny na sprzedaż ciągników do Ameryki Południowej. Dzisiaj Ursus jest pięknym i godnym dumy zakładem. W 1990 r. umierał i był przeznaczony do likwidacji, podobnie, jak wiele polskich całkiem dobrych przedsiębiorstw produkcyjnych

Czemu tak się działo?

Pewnie ktoś wtedy nie zadał sobie trudu wyszukania prawdziwych menedżerów. My pozyskaliśmy jak wspomniałem ponad 500 najlepszych, nikomu wówczas nie potrzebnych. Reformatorzy, jak się wydaje pochłonięci hasłem „reforma”, pewnie nie mieli czasu na analizy, jak ja przeprowadzić. Miało być szybko. Najszybciej. W złożeniach 1990 roku, zmieścił się tylko drakoński ucisk wobec zakładów pracy i wobec obywateli, efemeryda, która miała trwać przez pół roku. Jednak Reformatorzy nie wiedzieli chyba, że Wielki Piec w hucie wygasza się jednym ruchem, jednego małego zaworu, a rozpala się przez kilka lat, bo popęka. Właściwie, to chyba oni zbudowali tak naprawdę sukces ART. B.  Nie mieliśmy konkurencji.

 Czyli stworzyliście pierwszy model prosperującej kapitalistycznej Polski?

My? Nie. Absolutnie nie my. Każdy poważny przedsiębiorca wie, że jest tyle wart ile jego współpracownicy. Sam, niczego nie zrobi. To nasi menedżerowie.

 Jednak były listy gończe, a Pan Bagsik był skazany.

– Tak. Jeśli chodzi o mnie, nigdy nie zostałem za nic skazany, listy gończe były uchylone i szczerze mówiąc mam niedosyt z powodu umorzeń, bo chciałbym wykazać swoją niewinność i opowiedzieć jak było. Tak, czy inaczej zrobię to!  W innym trybie, ale zrobię. Dzięki temu programowi – już mogę coś powiedzieć. Dziękuję. Wiem i pamiętam, że każdy z nas jest własną wersja siebie. Staram się o tym pamiętać i wszystkich do tego zachęcam. Patrzmy z dystansem.

W jakim trybie prawnym zamierza Pan, czy Panowie działać w tym celu?

– Są różne możliwości. Likwidator powołany do likwidacji spółki ART. B ponosi ogromną odpowiedzialność za straty wymierne naszej spółki no i straty społeczne i straty Państwa Polskiego. Wiele naszych aktywów znajduje się jeszcze za granicą bo tam nie udało się na razie okraść nas ze wszystkich naszych także osobistych środków. No a gdzie są np. nasze 7% akcji w BRE Banku (obecnie M BANKU), warte dzisiaj ponad miliard zł? A to tylko skrawek majątku naszego i spółki ART. B, pozostawionego na zabezpieczenie tych 427 mln zł. Toczą się postępowania. Chcemy, aby np. Izraelska strona sporu, która wskutek działania Likwidatora spółki ART. B – naraziła nas na straty  – zwróciła nam nasze pieniądze.

O jakim likwidatorze Pan mówi? Przecież Spółki nie ma już od ponad dwudziestu lat …

– Właśnie. Proszę sobie wyobrazić, że spółka ART. B dalej istnieje. Jest od 24 lat spółką „w likwidacji”.

Jak to jest możliwe? Przecież kodeks handlowy aktualnie kodeks spółek handlowych nakłada w takich przypadkach obowiązek ogłoszenia upadłości. Czyli tak się to powinno zakończyć przed laty.

– Widocznie, nikt tym nie był zainteresowany. Spółka dalej istnieje i jest w stanie likwidacji od 24 lat !!! Rekord Polski, a może i Europy. Mało tego, Pan Likwidator w tym roku w sądzie w Katowicach sam stwierdził, że do dzisiaj nie ustalił składników majątkowych Spółki! A przecież, miał dostęp do wszystkich danych, do wszystkich dokumentów! To co robił przez 24 lata? Za co pobrał podobno blisko 80 mln. zł honorarium. Za co zapłacił izraelskiemu adwokatowi za udział w sporze? Przecież tzw. „spór” to była i jest procedura ugodowa w ramach zawartej przed laty ugody. Z naszej strony – pod presją, ale była. Co miał do roboty izraelski pełnomocnik Likwidatora, któremu Likwidator wypłacił już ponad 20 mln. USD a to nie koniec. Zapłacił z pieniędzy spółki ART. B , czyli i z naszych. Naszej spółki, na rzecz której po moim wyjeździe wpłaciliśmy z Bagsikiem – z prywatnych pieniędzy – ponad 260 mln USD? Nie musieliśmy. To spółka z o.o. , czyli za długi spółki udziałowcy nie odpowiadają!!!  Jednak, pod presją mediów i gróźb karalnych z różnych stron, w tym ogólnie znanych – cyt. z ówczesnych gazet: „puścimy ich w skarpetkach”, a także z przekazanych nam wiadomości ponoć od tzw.  „kompetentnych służb”, że nie jesteśmy ani my ani nasze rodziny bezpieczni. Wszyscy znają szereg spraw czasem niewyjaśnionych przez lata, że takie groźby są skuteczne. Ja mam dwoje dzieci, Bagsik  piątkę. Może nie starczyło nam odwagi żeby zawalczyć, zwłaszcza przy wsparciu medialnym – tych ewentualnych „służb”.  Nie warto za żadne pieniądze „pośliznąć się na mydle” , jak nam sugerowano. Racja.

 Kto sugerował?

Proszę nie pytać, ani kto, ani … co – i tak nie powiem. Od mydła wolę tradycyjne łyżwy. Bagsik jest wciągany w każda sprawę, jaka się w Polsce dzieje. Dziwne, że jeszcze go nie ma w np. Amber Gold i może w sprawach relacji ze wschodem i Państwem Islamskim i … zobaczymy. Pewnie będzie. Chyba polska prokuratura nie jest w stanie funkcjonować bez Bagsika. Serial trwa.

A poważnie?

– wydaje mi się, że gazety z tamtych lat cytują niektóre, także wpływowe osoby, które wprost przed jakimkolwiek skazaniem nas osądziły i nazwały złodziejami. Rzecz w tym, że to był okres transformacji. Prowadzony, jak już wszyscy wiemy niezbyt sprawnie. Potrzebny był ktoś winny tej nieudolności. No to rozdmuchano medialnie, że to ja i Bagsik  na tyle okradliśmy Polskę, że w świadomości czytelników ówczesnych periodyków powstało przeświadczenie, że gdyby nie my, to obywatele żyliby godnie i w pełnej szczęśliwości. Teraz już każdy wie, że to bzdura. Niczego nie ukradliśmy. Lokowanie środków, tak jak i wtedy było i dalej jest legalne i nie jest żadnym wytrychem. Zresztą, proszę się wsłuchać w treść wyroku SN, którego niestety wtedy nie znaliśmy, a wielokrotnie cytowanego przez absolutnie wszystkie sądy w Polsce: Sąd Najwyższy w orzeczeniu z dnia 26 lipca 1991 r. (sygn. akt I PRN 34/91) wskazał co następuje: “zasada zaufania w stosunkach między obywatelem a Państwem wyraża się m.in. w takim stanowieniu i stosowaniu prawa, by nie stawało się ono swoistą pułapką dla obywatela i aby mógł on układać swoje sprawy w zaufaniu, iż nie naraża się na prawne skutki, których nie mógł przewidzieć w momencie podejmowania decyzji i działań (…). W praworządnym państwie obywatel powinien być w stanie przewidzieć prawne rezultaty swych działań i zachowań, a także móc się do nich rozsądnie przygotować“. Drodzy Państwo, korzystajcie z tego światłego wspaniałego orzeczenia Sądu Najwyższego. Tak. Obywatel ma prawo i powinien móc przewidzieć prawne skutki swojego postępowania.

A jeśli prawo jest ułomne, czy ma tzw „luki” to za to odpowiada ustawodawca, a nie obywatel, co potwierdzono w przełomowym wyroku NSA ws Romana Kluski. To ustawodawca dysponuje nieograniczonymi instrumentami prawnymi, aby tworzyć prawo zrozumiałe i jednoznaczne i bez „luk”. Skąd obywatel ma wiedzieć, że tzw „racjonalny ustawodawca” (jakim go nazywają w piśmiennictwie i orzecznictwie), nie umiał przygotować obywatelowi jasnych przepisów? Albo jednoznacznie wyjaśnić intencje?  Każdy wie, że wszystko, co nie jest zakazane prawem jest legalne, więc skąd ta nagonka na nas? No stąd, że dwóch gówniarzy zrobiło coś (np. uratowali przed bankructwem zakłady Ursus) z czym nie poradził sobie ówczesny premier i rząd. Dlatego.

Jednak, macie wobec Polski dług który obecnie wynosi blisko 2 mld zł.

– wobec Polski nie mamy i nigdy nie mieliśmy żadnego długu, gdyż nie zaciągaliśmy takiego długu ani od Skarbu Państwa, ani od gmin, ani od żadnego podobnego podmiotu, zwłaszcza państwowego. Dług miała spółka, a nie my. I nie wobec Państwa, tylko wobec innej spółki zresztą akcyjnej. Na tym polega spółka z o,o, którą do dnia dzisiejszego jest ART. B.  Ale. Niezależnie od tego – spółka miała zobowiązanie wobec Banku SA – pożyczkodawcy w wysokości łącznie 427 mln. zł. a właściwie spłaciliśmy za spółkę – własnymi pieniędzmi – ponad 260 mln DOLARÓW!!! No i pozostał ogromny majątek Spółki. I co? I nic. W jakiś  niepojęty sposób dług zamiast zmaleć narósł do kwoty blisko 2 mld. zł. Ot – taki zabieg księgowy. Co ciekawe, w aktach NBP jest pismo z 1996 roku poświadczające, że ten dług został całkowicie spłacony! O co tu chodzi? Nie wiem. Na marginesie. Warto zauważyć, że już 4 sierpnia 1991 r. w ramach ugody przekazaliśmy prawo do majątku ART. B na rzecz Banku SA – jedynego Wierzyciela , majątek spółki który wielokrotnie przekraczał wysokość długu. W tym w tym 8 samolotów, ponad 7000 nowych ciągników, których nie zdążyliśmy sprzedać, dziesiątki obrazów (także Malczewskiego i Picassa) no i wiele nieruchomości (w tym piękny, odremontowany przez nas słynny obiekt parkowo pałacowy w Pęcicach) i wiele zakładów produkcyjnych. Gdzie się podziały te nasze miliardy? Cóż w tym znaczą 427 mln. zł dodatkowo pokrytych przez nas kwotą 260 mln. dolarów? Co to za Państwo w Państwie?  Gdzie się ono mieści.

Mogę opowiadać przez tygodnie bez przerwy o tym  koszmarnym ćwierćwieczu, które się wciąż nie skończyło, bo nikt zakończeniem nie jest zainteresowany. Ani Likwidator Spółki, który zarabia na tym krocie przez tyle lat, ani jego izraelski adwokat, prowadzący sprawe w ramach ugody, czyli banalnie prostą – z honorarium za chwilę sięgającym 30 mln USD, ani likwidator Banku SA – naszego jedynego, dawno spłaconego wierzyciela. Zostawiliśmy na zabezpieczenie cały gigantyczny majątek, wówczas najbogatszej spółki w Polsce. To się na tyle spodobało, że do dzisiaj nikomu się chyba nie opłaciło zakończyć procesu likwidacji ART. B. Na Marginesie. Nie przekazaliśmy naszych udziałów nikomu w celu ich przewłaszczenia bądź sprzedania, bądź swobodnego dysponowania majątkiem spółki. Przekazaliśmy wyłącznie NA ZABEZPIECZENIE, w dodatku bez określenia terminu. Mało tego, Umowa „przewłaszczenia na zabezpieczenie” jest nieważna. Druga Strona nawet nie miała żadnego umocowania (pełnomocnictwa) do  zawarcia takiej umowy. Spór o to możemy toczyć dopiero od roku, od kiedy ustały procedury bezpodstawnego ścigania nas i prześladowania

Czy wystąpicie o odszkodowanie?

– W Izraelu już przygotowujemy pozew o zwrot bezzasadnie odebranych nam składników majątków prywatnych.

Czy to jest duża kwota?

– To ok. 1,2 mld USD.

A w Polsce?

– walczymy o oczyszczenie dobrego imienia. Nigdy nikogo nie okradliśmy. A Polsce przysporzyliśmy wiele. Podatki były regulowane terminowo. Żadna firma tyle nie płaciła. Nie mieliśmy środków w rajach podatkowych. Ot tak.

Czego życzyć Panu w Nowym Roku?

Chciałbym, żeby Bogusiowi dano wreszcie spokój. Ja go znam. To ciepły porządny facet, który zawsze pomagał każdemu, kogo napotkał. Nie jest czarnym charakterem. Chyba ma medialne i prokuratorskie dożywocie. Przyglądając się trochę z boku, mam wrażenie, że ktoś ciągle czuwa nad tym, żeby nie mógł się bronić. Odebrano mu już wszystko. Nie ma możliwości ani ścigać jego dłużników, ani opłacić prawników w swojej obronie. Jest bezbronny.

A Panu, czego życzy sobie Pan?

 Oczywiste. Oczyszczenia z pomówień. To jest dla mnie najważniejsze. Ja jestem głęboko wierzącym chrześcijaninem. Moralność zawsze była i jest ważnym elementem mojego życia. W takim urodziłem się domu, w takiej rodzinie i mam to na zawsze. Nie akceptuję żadnej formy szydzenia z wiary i moralności. Jeśli się komuś nie podoba – znikam. Tyle moich życzeń noworocznych. Z resztą sobie poradzę.

Categories: Interviews

Tagged as:

3 replies »

  1. Dla kogo był udzielony tej wywiad, jakiej telewizji?
    Z góry dziękuję za odpowiedź

Leave a Reply to romanCancel reply